piątek, 19 lipca 2013

Wywiad z Pawłem Kwiatkowskim



Jesteś coraz popularniejszym artystą, ale jeszcze nie wszyscy w Polsce znają Pawła Kwiatkowskiego. Pomówmy zatem najpierw o pryncypiach. Chciałbym, abyś powiedział nam coś o założeniach i celach swojej twórczości. Krótko mówiąc, przedstaw nam się ideologicznie… 


Obnażmy trochę idei. Czemu nie?

Jedno z najistotniejszych pytań brzmi, gdzie w ogóle mamy tych idei w sztuce szukać? Salvador Dali mawiał: „Fakt, że ja sam nie rozumiem sensu moich obrazów w chwili, kiedy je maluję, nie oznacza, że są one tego sensu pozbawione”. Podpisałbyś się pod tymi słowami?

Zgadzam się z tym. O sile wyrazu obrazu decyduje to, w jakim stopniu eksponuje istotę zjawiska. Zjawiska mają zaś to do siebie, że nie wymagają rozumienia. One po prostu są.

Po prostu są? A nie jest raczej tak, że istotą sztuki jest ich interpretacja? I to interpretacja z jakiegoś określonego i świadomie przyjętego punktu widzenia? O ile oczywiście zgodzimy się, że twórczość artystyczna to twórczość świadoma…

Oczywiście, nie ma sensu kopiować natury, nawet gdyby to było możliwe. Chodziło mi raczej o wskazanie istoty artystycznego przekazu, który polega na ujawnianiu rzeczywistości widzianej naszymi oczami, podczas gdy nauki ścisłe dostarczają nam zaledwie abstrakcyjnych informacji o otaczającym świecie. Weźmy na przykład drzewo. Gdyby ktoś nam podał jego skład chemiczny i biologiczny, jak też wymiary pnia i wszystkich gałęzi, a także wszystkich odległości między każdą najmniejszą gałązką, to oczywiście wiedzielibyśmy wiele o drzewie, ale ostatecznie byłyby to informacje bardzo niezadowalające, podczas gdy artystyczny wizerunek drzewa odsłania nam całą resztę.

O te pryncypia pytam Cię również dlatego, że kiedy spotykam artystów czy studentów ASP i próbuję zamienić z nimi kilka słów o ich sztuce, rozmowę bardzo szybko kończą słowa: „gdybym potrafił to opowiedzieć, nie musiałbym tego malować”. Jak myślisz, dlaczego tak jest? Czy teoretyzowanie niszczy sztukę? Czy może raczej artyści są niedouczeni? 

Lubię tego typu trywializmy. Gdy będąc na wernisażu, słyszę słowa artysty, który ogranicza się do stwierdzenia, że jego prace mówią za niego, mam ochotę obrócić się i wyjść. Uważam, że winny jest temu szkodliwy, acz powszechny i zupełnie nieprawdziwy mit artysty – ciemniaka, natchnionego nieuka, który nic nie wie, ale tworzy genialne dzieła. Cenię w artystach umiejętność precyzyjnego formułowania swoich malarskich celów. Poruszyłeś jednak także drugi, biegunowo odmienny i być może bardziej dojmujący problem. Polega on na masowym produkowaniu i powielaniu przez krytyków nowych tekstów i niekończących się interpretacji. Tekstów często bzdurnych, rozbuchanych i fantazyjnych. Tekstów niepotrzebnych, bo ostatecznie liczy się obraz i to, co w jego obliczu czujesz, nic więcej.

Z drugiej strony, już od ponad stu lat sztuka jest awangardowa. „Przednia straż” stawia sobie za cel ciągłe przekraczanie granic. Wyprzedzacie społeczeństwo, burzycie jego estetyczne przyzwyczajenia. Wydaje się, że taka wciąż kontestująca sztuka potrzebuje armii tłumaczy. W innym przypadku będzie zupełnie niszowa. Zgodzisz się z tym? 

Tak.

Pytanie zatem, kto ma być takim tłumaczem? Krytycy? Czy może idealną opcją jest artysta piszący najpierw swój manifest, założenia, a potem realizujący to w sztuce? Ktoś taki jak Witkacy czy Strzemiński…

Ja bym raczej zapytał, jaki w ogóle ma sens tworzenie sztuki, która wymaga instrukcji obsługi, objaśnień, manifestów, elaboratów. Jeśli ktoś ma więcej do powiedzenia, niż do pokazania, to być może powinien chwycić za pióro i zacząć pisać, porzucając obszar estetyki, która stanowi dla niego zaledwie pretekst do eksponowania rozmaitych koncepcji, teorii i poglądów. Tymczasem wystawy w galeriach sztuki współczesnej wyglądają często jak zawiłe rebusy, pod płaszczem których kryją się treści publicystyczne, pospolite i powierzchowne.

Powiedz zatem, co dla Ciebie jest sztuką? Stawiasz tu jakieś granice, przyjmujesz kryteria oddzielenia sztuki od nie-sztuki? Czy też wzorem Morrisa Weitza uznajesz, że sztuka to pojęcie otwarte i – jak to później dopowiedział George Dickie – może być nią właściwie wszystko to, co jakaś instytucja uzna za sztukę? 

Choć generalnie zgadzam się z tezą, że nie ma obiektywnych kryteriów decydujących o tym, czy coś jest, czy nie jest dziełem sztuki, to jednocześnie dostrzegam zgubne i destrukcyjne skutki takiego relatywizmu. Trudno precyzyjnie wskazać granicę między tym, co właściwe a tym, co nieudolne, kiczowate i liche. Mimo to czuję, że ona istnieje. Im dalej od tej granicy, tym rozróżnienie jest łatwiejsze i klarowniejsze. Oczywiście jest to tylko moje subiektywne poczucie. Jedną z ważniejszych cech, które decydują o tym, czy uznam coś za sztukę, jest po prostu siła, z jaką dana praca na mnie oddziałuje. Ważne jest też to, czy pojawia się podziw nad umiejętnościami warsztatowymi autora. Zwłaszcza wtedy, gdy za pomocą prostych środków potrafi wzbudzić głębokie emocje i przekazać ideę w sposób sugestywny, ale nie wymagający słów.

Przejdźmy teraz do analizy Twojej twórczości. Kiedy patrzę na te obrazy, pierwsze co przychodzi mi na myśl, to: „w świecie pozbawionym nagle złudzeń i świateł człowiek czuje się obcy"…


…Albert Camus.

Właśnie. Inspiracja egzystencjalizmem wydaje się u Ciebie wyraźnie obecna. Każda z postaci jest właściwe camusowskim „Obcym”. Czy to samotne postaci z cyklu „Protagonista”, czy to obcy w grupie ze „Sposobów bycia”… 

Jeśli przyjąć, że moja twórczość jest emanacją zdobytych dotychczas doświadczeń, to egzystencjalizm zajmowałby tu ważne miejsce. Postaci, którymi zaludniam moje obrazy są wrzucone w świat, którego nie można zrozumieć i opisać w języku. Nieadekwatność każdej racjonalnej interpretacji świata możemy ująć tylko w kategorii absurdu. Moje obrazy to narracja o zbiorze przygodności, które przydarzają się nam pomiędzy aktem narodzin a śmiercią, czy też – bardziej precyzyjnie – o człowieku współczesnym i jego sposobach bycia w całym tym zamęcie. Inspiracja pochodzi z obserwacji otoczenia i chęci wyeksponowania sposobu, w jaki je postrzegam. Otoczenie to jest pełne ludzi, których łapczywie obserwuję przy każdej okazji. Inspiracje są więc, jak widzisz, bardzo ogólne i szerokie. Bezpośredni impuls do tworzenia może dać gest, słowo, emocja.

W dotychczasowych pracach opowiadasz nam wciąż tę samą historię. W różnych formach przedstawiasz jedną treść, jeden światopogląd. Myślisz, że za jakiś czas pojawi się nowy Kwiatkowski? Czy też siedzi to w Tobie zbyt głęboko? Będziesz takim Romanem Opałką egzystencjalizmu?

Nie narzucam sobie żadnych daleko idących założeń artystycznych, trudno mi więc przewidzieć, co będę malował za kilka lat. Odsuwam od siebie wszelkie artystyczne ortodoksje i walczę z wymogiem żelaznej konsekwencji, choć, jak sam zauważyłeś, moje prace są spójne tematycznie. Nie wynika to jednak z narzucanych sobie założeń, wypływa raczej w sposób naturalny, w zgodzie z moimi aktualnymi odczuciami i nastrojem.

Na koniec może uda mi się załatwić Ci tzw. fuchę…

[Śmiech] Ciekawe. A cóż to miałoby być?

Wiem, że technika przedruku, którą stosujesz, polega na „przekładaniu” wydrukowanej fotografii na grafikę, po czym dołączasz elementy rysunkowe lub malarskie. W ten sposób powstał m. in. cykl „Twarze”. To takie quasi-portrety, zrobione na podstawie rysów postaci ze zdjęć. W związku z tym aż kusi, aby zapytać, czy zgodziłbyś się na odpłatne robienie portretów? Oczywiście takich w stylu firmy Witkacego, gdzie portretowany godzi się na wszelkie wariacje artysty…


Forma pracy Witkacego była żartobliwym komentarzem do świadomości odbiorców sztuki i kondycji estetycznej czasów, w których żył. Słyszałem o kilku naprawdę zdolnych artystach – i to już jest mniej śmieszne – którzy z powodu niekorzystnej sytuacji materialnej zmuszeni zostali tworzyć prace na zlecenie: karykatury, liryczne pejzaże górskie, postaci Żydów przy kamienicy itp. Na szczęście sytuacja, w której się znajduję, nie zmusza mnie do podobnego procederu. Gdybym jednak musiał zdecydować, to chyba jednak wolałbym zarabiać w zupełnie inny sposób, nawet fizycznie. Lepsze to, niż rozdrabniać się na drobne w tym, co robi się najlepiej.

Życzę Ci zatem, abyś się nie rozdrabniał. Choć uważam, że sporządzanie artystycznych portretów, obwarowane odpowiednim Regulaminem, takim jak w firmie Witkacego, nie kłóciłoby się z tym, co dotychczas robisz. Zarówno co do techniki wykonywania obrazów, jak i co do treści, czyli koncentracji na człowieku. Poddaję pod rozwagę, ale oczywiście nie namawiam. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał: Adam Jurek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz