wtorek, 14 maja 2013

Zachęta do debaty

Myślę, że warto zadać sobie parę fundamentalnych pytań dotyczących naszego pisma i naszego w nim pisania. Jesteśmy otwarci na opinie Czytelników – nie chcę, by tak istotne kwestie, jak te, o których napiszę, omawiane były jedynie w szczelnie zamkniętym gronie redakcyjnym. Opisywane problemy są, oczywiście, jedynie wycinkiem spraw dla pisma najistotniejszych, więc nawet najowocniejsza debata wyczerpująca temat nie będzie w stanie rozwiązać wszystkich możliwych kwestii otwartych, dyskusyjnych; ale najważniejsze, by wciąż rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać…

W poprzednim numerze Iwona Stachowska opowiadała o niemożności pisania na temat zbyt osobisty, jakim jest dla niej muzyka. Dla każdego sfera nienadająca się do opisu ma inny kształt, inaczej wyznaczone granice. Pytanie – czy granice trzeba wyznaczać, czy je przekraczać i unieważniać?

Już na samym wstępie naszych prac nad „Menażerią” uznałem, że niezależnie od wszelkich – zarówno nadrzędnych, jak i drugorzędnych – celów naszej działalności, nade wszystko powinna nam przyświecać wiara w wolność słowa. Jest to wartość, o którą trzeba non stop walczyć i która nie jest nam dana raz na zawsze – a pojawiają się zawsze pokusy, by ją ograniczyć, nagiąć, uszczuplić...

Koordynując pracę czasopisma, trzeba nierzadko podejmować trudne decyzje o dopuszczeniu lub niedopuszczeniu do publikacji materiału z trudem akceptowalnego. I zadaję sobie wciąż pytanie, czy odrzucenie nieakceptowalnego materiału jest zamachem na wolność słowa, czy też wynika z konieczności wyznaczenia jej niezbędnych granic? Ale czy z wyznaczonymi ściśle granicami wolność słowa jest jeszcze wolnością? A może właśnie – dopiero mając wytyczone granice, zyskuje głębszy sens?

Czy jednak usprawiedliwianie wytyczania granic wolności nie jest pierwszym stopniem do piekła?
A może nad wolnością słowa stoją w niewidzialnej hierarchii jakieś wartości od niej donioślejsze, którym ta ma jedynie pokornie służyć? Mógłby to być wzajemny szacunek, mogłaby to być godność drugiego człowieka, poszanowanie jego osobności, odmienności… Jeśli w imię wolności słowa zaprzeczałoby się temu, co najważniejsze, stanowiłoby to jej nadużycie, wypaczenie jej najgłębszej podstawy. Takie jest też
moje obecne głębokie przekonanie. Nie unieważnia ono jednak w najmniejszym stopniu żadnego z pytań, które postawiłem po drodze. A co Wy, Czytelniczko i Czytelniku, o tym wszystkim myślicie?

Marek Rozpłoch


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz