piątek, 4 kwietnia 2014

Pod słońcem Portugalii



Prawda stara jak świat – aby uporać się czy to z zalęgłymi w duszy demonami, czy twórczą niemocą, czy też zwykłą, codzienną „trudną sprawą”, trzeba po prostu wyjechać i zmienić otoczenie, w którym będzie można spojrzeć na wszystko z zupełnie innej perspektywy, z większym dystansem i z całkowicie odmiennego punktu odniesienia. To prawda stara i zużyta jak świat. Ale czasami właśnie takie zużyte motywy najlepiej się sprawdzają w klasycznych i dobrze opowiedzianych historiach. Tak jest właśnie z „Portugalią”, w której Cyril Pedrosa przedstawił nam zapadającą w pamięć historię młodego człowieka i jego trafnych oraz tych nienajlepszych życiowych wyborów.

Fabuła. W większości przypadków najważniejsza składowa utworu. W „Portugalii” zaś to dosłownie i w przenośni historia z życia wzięta (sic!). Mamy tu – bliskie sytuacjom z rzeczywistości Cyrila Pedrosy – dzieje Simona Muchata oraz ograny i starty już przez wieki (zapowiedziany we wstępie) motyw podróży – zarówno tej sentymentalnej, jak i czysto poznawczej (bo na kanapie w kapciach raczej nikt nie dowie się o sobie zbyt wiele). Podróż w „Portugalii” obok poznania siebie służy też głównemu bohaterowi do odnowienia – zagubionych gdzieś po drodze – więzi z rodziną. Te rodzinne portrety, obrazy zagmatwanych relacji Simona z ojcem, kuzynami, wujkami itd. to jeden z mocniejszych atutów portugalskiej historii. Pedrosie udało się tu bardzo celnie odmalować nasze codzienne zmagania i próby znalezienia wśród najbliższych tej cennej nici porozumienia. Dla Simona jest to o tyle trudne, że sam nie potrafi odnaleźć się w świecie, a dodatkowo cierpi na brak jakiejkolwiek motywacji do działania. Nie pisze, irytuje go otoczenie, niszczy nawet swój długoletni związek. Jest nie tyle zagubiony, co po prostu zobojętniały na wszystko, zawieszony w działaniu, w gąszczu niepodjętych decyzji, z których nie jest jeszcze gotów wyjść. Co w takiej sytuacji zrobić? Panaceum na życiowy marazm może okazać się właśnie podróż „prorodzinna” – najpierw na południe Francji, a następnie do Portugalii – aby spróbować odnaleźć siebie i swoje korzenie, które rosną coraz bardziej w odbywanych przez bohatera rozmowach i snutych, pełnych bliżej nieokreślonej nostalgii, wspomnieniach. Tak w wielkim skrócie można streścić fabułę historii Simona, którą autor podzielił na trzy „nierówne” części – różne zarówno pod względem formy, jak i przekazywanych treści. Razem z Simonem, jego myślami i atmosferą postrzeganego przez niego otoczenia uczestniczymy bowiem w wielkim akcie metamorfozy, i to nie tylko samego bohatera! Rzadko kiedy się zdarza, że jesteśmy świadkami równoczesnej transpozycji podmiotu oraz kompozycji/konstrukcji utworu. Ostatnio zrobił coś takiego Joseph Gordon-Levitt w swoim debiucie reżyserskim „Don Jon” (Best Film, 2013). W przypadku „Portugalii” to niestety zarazem wielka zaleta, jak i jej pewna skaza, ponieważ autor w ostatniej części trochę niechcący zmarnował dobrze nastrojony motyw.

Dwa pierwsze rozdziały komiksu to czas wspomnianego już wyżej zawieszenia i zobojętnienia Simona, który powoli, krok po kroku, układa w sobie otaczający świat. To również miejsce licznych rozmów i unoszącej się nad nimi nostalgii, która dodatkowo – wtórując tematowi/treści historii – oddana jest przez Pedrosę w odcieniach bardzo chłodnych, acz intensywnych, czasem wręcz ciemnych i zgaszonych. Kadry (w większości) są tu tak wyraźne, jak opowiadana historia. Bliskie życia, emocjonalne i pełne eksperymentów z tonacją, oddającą trafnie wszystkie nastroje bohatera. Tylko miejscami kreska jest niedokończona, urwana czy zbyt cienka, żeby była dostrzeżona na pierwszy rzut oka (tu upatruję metaforę wspomnianego zawieszenia głównego bohatera pomiędzy rzeczywistościami – tą ogólną i osobistą). Wszystko jest tu przemyślane i pod każdym względem dopracowane, dlatego tym bardziej żal, że historia w trzeciej części tak drastycznie i niewłaściwie zmienia nie tylko tor, ale i sam środek lokomocji/wyrazu/formy, wpadając przy tym w koleiny łatwych i jasno rozrysowanych rozwiązań. Można bowiem zapytać, dlaczego gdy bohater odnajduje wreszcie życiową równowagę, dostajemy od razu kadry z ciepłymi barwami oraz ledwo naszkicowane, rozmyte kontury postaci, przedmiotów i krajobrazów, które tworzą jakby jeden wspólny element, absolutną i nieznośną wręcz spójnię przedstawianej rzeczywistości (taki zabieg nudzi już po kilku stronach). To tak jakby autor chciał nam powiedzieć, czy raczej wskazać palcem – patrzcie, jakie to wszystko jest piękne, jasne, radosne, ze sobą połączone. Tak piękne, że nawet otaczający nas świat traci swoją ważność, jawność, dokładność i ostrość (czyt. problemy), a obcy język nie stanowi bariery, jest raczej dźwięcznym i harmonijnym obrazem miejsca, w którym przebywamy i które naturalnie wchłaniamy. To tak jakby ciekawe i warte namysłu były jedynie stany naszego rozedrgania, nieprzystosowania... A przecież wcale tak nie jest.

Reasumując: z jednej strony, muszę przyznać, jestem pod wrażeniem zastosowanych przez Pedrosę technik i konsekwentnie dopracowanej koncepcji całości, tej swoistej zabawy z „kolorowaniem” treści, z drugiej jednak uważam, może i trochę intuicyjnie, że forma ostatniej części zburzyła nieco tak dobrze skonstruowaną opowieść, i że na koniec – poprzez zastosowanie przez autora właśnie tych ciepłych barw i dość jasnej wymowy – jedynie obniżyła temperaturę całej opowieści. Dla mnie to jedyny zgrzyt „Portugalii”, przez większość pewnie nawet nieuznany. Ostatecznie Cyril Pedrosa stworzył dość lekką w wymowie, niemoralizującą, bezpretensjonalną i zachwycającą wizualnie opowieść o poszukiwaniu siebie i własnej tożsamości. A jest to nie lada sztuka, biorąc pod uwagę podjęty temat – z jednej strony pompatyczny, z drugiej zaś trącący banalnością. Niewielu bowiem potrafi znaleźć w sobie zdrowy dystans nie tylko do otaczającego świata, ale przede wszystkim do samego siebie. Cyril Pedrosa wyszedł z tej historii obronną ręką (a nawet dwiema, i tylko trochę nazbyt spalonymi zbyt ciepłym słońcem Portugalii).

Szymon Gumienik
"Portugalia" Ciril Pedrosa
Wydawnictwo: Timof i cisi wspólnicy, 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz