piątek, 9 sierpnia 2013

Pierwszy Kontakt wymarzony




Toruńscy miłośnicy teatru łatwo nie mają: zobaczenie propozycji innych polskich scen wiąże się z wyprawą – bliższą do Bydgoszczy, czy dalszą do Poznania, Gdańska lub Wawy – ale to już przynajmniej dwudniowa eskapada w alternatywie z powrotem nocą, skutkującym prezencją porannego zombie za biurkiem. Szczęśliwie co dwa lata Teatr im. Wilama Horzycy organizuje w Toruniu Festiwal „Pierwszy Kontakt”, w którym nagradza najlepszych reżyserskich i aktorskich debiutantów, a tym samym umożliwia lokalnym miłośnikom Melpomeny podziwianie ich wszechstronnych talentów. Skrajnie różnych, jak aura ostatniego tygodnia maja, kiedy każdego dnia pojawiały się różne wrażenia, poziomy, ciekawe dyskusje po spektaklach, nocne rozmowy i koncerty. Warto było poświęcić siedem wieczorów plus kilka nadszarpniętych nocy dla tak wspaniałej teatralnej uczty, zarazić się energią młodych twórców i uciec w…

Marzenia

To one wygrały: spektakl „Marzenie Nataszy” debiutantów: (z Teatru Powszechnego w Warszawie) aktorek Joanny Osydy i Anny Próchniak oraz reżysera Wojciecha Urbańskiego wyjechał z Torunia aż z trzema nagrodami. Dwie rosyjskie nastolatki, każda o skrajnie innym pochodzeniu, charakterze i perspektywach, relacjonują chłodno swoje dążenia do celu: Natasza Joanny Osydy, dziewczyna z sierocińca zakochuje się w dziennikarzu, który zainteresował się jej próbą samobójczą. Świat drugiej Nataszy (Anna Próchniak) wydaje się być bajką: jest bogaty, wykształcony i pewny siebie. Obie rozdzielone ścianką z pleksi, wpatrzone w widzów nie prowadzą dialogu z sobą. W pewnym momencie jednak ich światy zaczną się przenikać, choć paradoksalnie przez obrót ścianki nigdy się nie zetkną. Świetne, ascetycznie emocjonalne przedstawienie publiczność dwukrotnie nagrodziła długo owacją i już trzeciego dnia Festiwalu rozmawialiśmy o pewnych kandydatkach do tytułu najlepszej aktorki, ale której się należał? Albo żadnej, albo obu – i tak też się stało. Jury w składzie Gabriela Muskała, Wojciech Majcherek i Marcin Wierzchowski nagrodziło także reżysera przedstawienia za „(…) umiejętność precyzyjnej pracy z aktorem oraz odwagę powściągliwej sztuki”. W pamięci pozostanie także wręcz „prywatne” spotkanie z obiema aktorkami w klubie festiwalowym eNeRDe, na które przybyło zaledwie kilkoro widzów, co pozwoliło na mniej oficjalne rozmowy o ich pracy nad zwycięską sztuką. Moim faworytem do nagrody dla najlepszego reżysera był Cezary Iber za spektakl „Blanche i Marie” z Teatru Polskiego we Wrocławiu, który swoje przedstawienie przygotował również bardzo precyzyjnie, choć nie tak powściągliwie.

Teatr wielki z Zagłębia


Drugą nagrodę za debiut w roli żeńskiej Jury przyznało Edycie Ostojak za rolę Ester Pławner w „Korzeńcu” z Teatru Zagłębia z Sosnowca. Któż by się spodziewał, że prawie trzygodzinna historia Sosnowca sprzed stu lat tak potrafi wciągnąć toruńską widownię! Wiedzieliśmy, że „Korzeniec” w reżyserii Remigiusza Brzyka zebrał już wiele nagród na kilku festiwalach, ale zachwyciła już sama inscenizacja, perfekcyjnie wykorzystująca cały budynek teatru, od gigantycznych końskich lejcy rozpiętych nad widownią, przez górniczą orkiestrę dętą, po kilkudziesięcioosobową obsadę na scenie. Jakże rzadko już można zobaczyć w teatrze tak wielkie widowisko! Do tego kryminalna historia morderstwa sosnowieckiego glazurnika Alojzego Korzeńca, umiejscowiona na granicy trzech zaborów, utkana była fantastycznymi monologami silnych kobiet: Jadwigi Korzeniec (Maria Bieńkowska) i jej matki Antoniny Zimorodzic (Agnieszka Bieńkowska). Finałowy monolog, o niezwykle wzruszających marzeniach debiutantki Edyty Ostojak, Jury nagrodziło drugą nagrodą „(…) za naturalność, niewinność i intensywność sceniczną, dzięki którym stworzyła przejmujący portret dziewczyny, której w brudnym świecie udaje się zachować czystość”.

Na workach z tuńczykiem

Z czystością i formy, i powietrza nie było prosto na spektaklu „Emigranci” krakowskiego Teatru Łaźnia Nowa, w reżyserii Wiktora Rubina. Reżyser usadził publiczność na jutowych workach jak na cyrkowej arenie i stłoczył niewygodnie w fetorze tuńczyka z puszki. Zamknięci w jasnym kręgu mogliśmy zobaczyć własne wykrzywione oblicza i wzajemnie obserwować reakcje: śmiechu, porażenia i zniesmaczenia rybim odorem. Wszyscy równi, z ciągłym napięciem, które narastało, udzielało nam się od dwóch aktorów: chłoporobotnika XX (debiutujący aktor-amator Mariusz Cichoński) i inteligenta AA (szarżujący nieźle Krzysztof Zarzecki), w rolach społecznych i ciągłych podziałach w dyskusji, w każdej chwili gotowi do zamiany. I wówczas nic nie wydało się constans, gdzieś rozmyte, przerywane – bez pomocy suflerki (Agata Marzec) dalej nie dało rady. Nierówność społeczna przemieszała się zupełnie z warsztatowymi amatora w kontrze z aktorem, a teza Mrożka o nierównościach klasowych została wręcz ośmieszona. Ten spektakl zapamiętam długo, gdyż ani na chwilę nie pozostawiał obojętnym i wypełniał żarem uczuciowego ekshibicjonizmu. Tak Wiktor Rubin hartuje widza, ale debiut Mariusza Cichońskiego nie do końca mnie jednak przekonał. Jury uznałojego „wiarygodność, profesjonalizm aktorski, głęboką świadomość sceniczną i obronę granego przez siebie bohatera”, nagradzając dyplomem dla najlepszego aktora Festiwalu.

Poza werdyktem

Jury w II edycji Festiwalu miało zapewne niezły kłopot: aż 6 debiutujących aktorek i zaledwie trzech aktorów, stąd zdecydowało się przyznać dodatkową nagrodę paniom stawiającym pierwsze kroki na scenie. Wybór był naprawdę trudny, wielu widzów zachwyciła brawurowa kreacja naiwnej i religijnej Bess McNeill w wykonaniu Sary Celler-Jezierskiej w spektaklu „Przełamując fale” wg filmu Larsa von Triera o tym samym tytule. Może to, iż przedstawieniu przygotowanemu przez Macieja Podstawnego w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu tak blisko było do filmowego pierwowzoru, wpłynęło na pominięcie tego przedstawienia w werdykcie Jury? Przed dwoma laty Podstawny zachwycił debiutem reżyserskim kameralnego „Don Kiszota”, tym razem pokazał spektakl pełen odniesień filmowych, czy to w „tandetnych” nagraniach z wesela Bess i Jana (Dobromir Dymecki), czy w niezwykle barwnym w swym pięknie i namiętności spotkaniu obojga kochanków w lesie. Mroczny klimat kalwińskiej społeczności przerywały niespieszne sekwencje filmowe, jakbyśmy mieli do czynienia z dokumentalną stop klatką. Na pustej, pokrytej parkietem scenie, obok sterty brunatnej ziemi byle jakiego świata, rozgrywał się prawdziwy dramat Bess i Jana, ich miłości pięknej tylko na ekranie, świat wesoły tylko za sprawą krążącej wokół bohaterów komentatorki Sylwii (kapitalna rola Izabeli Beń), której każde pojawienie się na scenie wywoływało salwy śmiechu u części publiczności. Jednak naprawdę wesoło nie było: poświęcenie przez Bess wszystkiego w imię miłości do sparaliżowanego Jana i wiara w to, że jej prostytuowanie się jest w stanie go uzdrowić, wstrząsa tak jak przed laty w filmie twórcy manifestu Dogmy ’95. „Przełamując fale” to spektakl, który mocno odurzył i nie pamiętam jak tego wieczora dotarłem na spotkanie z aktorami. Pozostałe dwie debiutantki: Agnieszka Bała („Proces” Teatru Polskiego z Bielska-Białej) i Diana Zamojska z warszawskiego Studia Teatralnego Koło („Kalino, malino, czerwona jagodo”) raczej nie miały szans w typowaniu do nagród. Ten ostatni spektakl z debiutantką pozostanie jednakże w pamięci za sprawą udziału polskiej Janis Joplin – Natalii Sikory, która tak jak na scenie „ The Voice Of Poland” i tegorocznego Festiwalu w Opolu zwycięsko pokazała, iż dysponuje nie tylko imponująco potężnym głosem, ale również bardzo dobrym warsztatem aktorskim. Siurpryza Sikora zagrała i… uciekła na poranną próbę w stolicy,na miejscu zaś pozostał toruński debiutant Davey w „Poruczniku z Inishmore”– Arkadiusz Walesiak. Jest, gra w Horzycy świetnie porusza się w tonacji farsowo-groteskowej, płynnie przechodząc z jednej do drugiej! Zachwyca od czasu dyplomu w krakowskiej PWST („Mroczna gra, albo historia dla chłopców”), przez swój znakomity debiut u Any Nowickiej, po „Upadek pierwszych ludzi” Iwony Kempy. Na nagrody przyjdzie jeszcze czas, czego aktorowi szczerze życzę. Trzeci debiutant, Patryk Kośnicki zagrał w przedstawieniu „My w finale 2014” Teatru Bagatela z Krakowa, w zespołowej kreacji polskich kompleksów piłkarskich i jedynych uczestników Festiwalu, których chciałem opuścić w przerwie meczu. Kusił jednak „legendarny” już w środowisku kilkunastominutowy rzut karny wykonywany przez Kośnickiego i przyznam, że warto było wytrzymać dla tak niepowtarzalnej atmosfery stadionowej na widowni! Brakowało tylko wuwuzeli i polskich flag, co zauważyła jedna z uczestniczek bardzo wesołego spotkania z zespołem i reżyser Iwoną Jerą w klubie festiwalowym. Mnie jednak bardziej rozbawił przewrotny teatr w teatrze debiutującej reżyser, Agaty Puszcz pt. „Freddie reż. Irmina Kant” z Teatru Studio w Warszawie.

Spotkania z młodością

„Pierwszy Kontakt” to także wieczorne rozmowy z aktorami i reżyserami, prowadzone przez Karinę Bonowicz i Bartłomieja Oleszka, mniej formalne niż podczas „Kontaktu” międzynarodowego. Niektóre gromadziły tłumy, inne – kameralne rejestrowali na przykład autorzy dokumentu o amatorze Mariuszu Cichońskim. Klub eNeRDenie przygotował oprawy Festiwalu tak perfekcyjnie jak podczas pierwszej edycji, a majowe chłody przeganiały nas to z podniszczonego patio do sali koncertowej, to z powrotem. Miało to jednak i swoje ciekawe oblicze. Deszcz nagły spowodował, że uczestników spotkania z zespołem Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu po spektaklu „Szczęśliwe dni/Komedia/Ostatnia taśma Krappa” (debiut reżyserski Pawła Świątka) zagnał pod kamienny krąg z parasolem. A ja nie mogłem oderwać wzroku od najstarszej aktorki Festiwalu, Zofii Bielewicz, która już w czasie Powstania Warszawskiego brała udział w koncertach słowa i muzyki polskiej dla powstańców, dzieci i mieszkańców Żoliborza. Burza zaś prawdziwa rozszalała się w finale przedstawienia bydgoszczan z Teatru Polskiego (debiut reżyserski Wojciecha Farugi pt. „Wszyscy święci”).To był kolejny niesamowity wieczór: ksiądz opasany bombą (Mateusz Łasowski), którą chce właśnie odpalić, a w dach Klubu „Od Nowa” uderzają pioruny.I tak to „wyjątkowo zimny maj” sprawił, że imprezy towarzyszące tej edycji skrywały się cichaczem po kątach miasta – nawet w plenerowych „Ślepcach” Teatru KTO z Krakowa. Ostatnie spotkanie ze studentami krakowskiej PWST po ich dyplomowym spektaklu „Przekleństwa niewinności” (reż. Łukasz Zaleski) odbyło się już w nowej i eleganckiej poczekalni Sceny na Zapleczu. Wydarzeniem muzycznym Festiwalu pozostanie bezdyskusyjnie koncert Domowych Melodii, na którym po raz pierwszy w życiu zobaczyłem tak roześmianą Panią dyrektor „Pierwszego Kontaktu” Jadwigę Oleradzką.

2. Festiwal Debiutantów „Pierwszy Kontakt” odbiegł mocno od swej pierwszej edycji, nie poziomem, lecz atmosferą i coraz większym tempem życia, które przekłada się także na to,że polskie teatry nie obawiają się już obsadzać świeżych adeptów sztuki aktorskiej w rolach pierwszoplanowych. Dziś młodzi swoją przygodę ze sceną zaczynają szybko i równie doskonale jak początkujący reżyserzy.Warszawa, Kraków orazzachwycający Sosnowiec – to stolice debiutantów 2013. Tylko marzyć, by z Torunia było do nich bliżej.



Aram Stern


2. Festiwal Debiutantów „Pierwszy Kontakt”

25 – 31 maja 2013

Teatr im. Wilama Horzycy














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz