piątek, 26 kwietnia 2013

B.I.B., czyli Czarne Jest Piękne



Na projekt Black Is Beutiful Kanadyjczyka Allistera Lee trafiam przypadkiem i od razu docierają do mnie pozytywne wibracje. Przypadkiem, bo chociaż używam czarnego markera tu i ówdzie, nie mogę nazwać siebie w tej kwestii pasjonatką. Sprawa ma się inaczej dla Lee, który z tematu czarnego markera uczynił życiowe przedsięwzięcie.
Projekt istnieje od ponad dekady, a powstał całkiem naturalnie. W pudełku po butach służącym za przybornik zebrało się nagle uderzająco dużo czarnych markerów. Allister zaczął powiększać i katalogować zbiór, przenosząc go na blog w postaci rysunków poszczególnych pisaków. „Czarny marker jest wszechstronnie użyteczny, niedrogi i szeroko dostępny, jest też czymś, czego używam na porządku dziennym w procesie tworzenia – do szkicowania, robienia notatek, wykończenia prac. Dla mnie idealny przedmiot do zbierania”. Wydawałoby się, że to pomysł z pogranicza obsesji, na dodatek mało odkrywczy. Jednak, obok samej kolekcji przedmiotów, temat czarnego pisaka swobodnie rozwija się na pograniczu sztuki, designu, grafiki i komiksu. 
Po pierwsze więc: rośnie baza danych o czarnych markerach całego świata, zdobytych w sklepach papierniczych i artystycznych, na ebayu, na targowiskach i od znajomych. Tu trzeba zwrócić uwagę na dbałość, z jaką każdy marker w kolekcji opatrzony jest kompletem zdjęć naturalnej wielkości oraz uwagami, co do sposobu jego użytkowania. Wizualnie wygląda to nowocześnie, elegancko i przejrzyście, jak na rasowego grafika przystało: białe tło, wyraziste kontury flamastrów i oszczędny tekst pisany ładną czcionką. Katalog umożliwia szukanie alfabetyczne lub według słów kluczowych, są też kategorie obejmujące stare markery o wartości muzealnej oraz podróbki znanych marek. Czarno na białym przemówi to do profesjonalnych użytkowników czarnego markera, ale intuicyjna obsługa pozwala każdemu przygodnemu laikowi swobodnie wędrować po zbiorze zdjęć.
To jednak nie koniec Black Is Beautiful, a właściwie to dopiero początek. Krążąc po stronie projektu, bardzo szybko trafiamy na jego kolejne odsłony. Najpierw świetny plakat „500 markers”, a więc 500 pisaków w jednym ujęciu. I tu znów – niby nic, ale to ciekawy powrót do korzeni kolekcji. W tym pomyśle marker jest równocześnie środkiem i celem, każdy element plakatu został najpierw w ciągu kilku lat nakreślony odręcznie w naturalnej wielkości, po czym z kolażu jednostkowych prac powstała całość. Prostota takiego manewru ujmuje; w dobie wszechobecnej cyfrówki Lee popłynął tu pod prąd i sam uwiecznił swoją kolekcję krok po kroku i to na najzwyklejszym szarym papierze. Po plakacie trafiamy na grafiki, wśród których jest na przykład „czarne” ujęcie komiksowych superbohaterek. Z grafik powstają dalej naklejki i projekty spodów deskorolek, kupić można też T-shirty zakreślone czarnymi kreskami o różnych grubościach. Całości dopełnia animacja kroczącego markera, upamiętniająca założenie projektu. Składa się na nią 16 ręcznie rysowanych, ponumerowanych i sygnowanych klatek, które również wystawione są na sprzedaż. 


Black Is Beautiful powstał prozaicznie, ale cały czas się rozwija dzięki elastycznej kreatywności młodego artysty. „Uncapped” – „odkryty”, czyli całkiem nowa zakładka w projekcie, co miesiąc przedstawia wywiad przeprowadzony z innym profesjonalnym użytkownikiem czarnego markera. Jak mówi Allister: „łączy to kropki pomiędzy ludźmi i ich sposobem na użycie czarnego markera w życiu codziennym”.
Dziś w kolekcji jest 141 markerów, 9 kolejnych zasila zbiór każdego tygodnia. Taka determinacja i pasja dają pewność, że zgromadzone dotychczas 750 pisaków trafi kolejno na listę Black is Beautiful. Przy takim tempie starczy to zaledwie na kolejny rok, ale czarny marker Allistera Lee żyje już dziś własnym – i to całkiem barwnym życiem.  Nie wiadomo, co dokładnie z projektu jeszcze wyniknie, ale to właśnie stanowi o sensie tej kreatywnej przygody. To niewątpliwie historia obsesji, ale jakże łagodnej i zaprzężonej do twórczych celów. We wciąż rosnącym, międzynarodowym zbiorze czarnych flamastrów widać pomysłowego młodego artystę, robiącego coś z niczego, całkowicie po swojemu i w godny podziwu sposób. Zainspirowana takim przykładem, inaczej teraz spoglądam na własne małe kolekcje niczego ważnego, a gdy znów wpadnie mi w ręce czarny marker, na pewno sprawdzę czy Allister Lee już taki ma na swojej liście. 
              


Tekst: Karolina Wiśniewska  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz