Z Lilianą Piskorską rozmawia Bogna Morawska
Od stycznia, na sześć tygodni Liliana Piskorska dostała do swojej dyspozycji przestrzeń „Laboratorium Sztuki” toruńskiej Wozowni. Zamieniła ją w „gabinet depilacyjny”, który stopniowo „przyozdabiała” obiektami, obrazami, portretami. Wykonywała je z materiału pozyskanego z zabiegów, na które mógł się zgłosić każdy chętny.
Sama artystka mówi : „Uzyskanie <<resztek z człowieka>> było przecież sposobnością do przeprowadzania zabiegów, to one wyszły na pierwsze miejsce, a proces stał się ważniejszy niż efekt”.
Idąc tym tropem, zabiegi umożliwiły bezpośredni kontakt na linii: artysta-odbiorca, odbiorca-artysta, człowiek-człowiek, poszerzający „proces poznawczy” obydwu stron.
Na dzień przed finisażem działania „Wszystkie piękne dziewczyny i wszyscy piękni chłopcy” rozmawiam z Lilianą w galerii pełnej „portretów”.
Nazwa cyklu wystaw, w ramach którego działasz, a którego kuratorem jest Maria Niemyjska, nosi nazwę „Laboratorium Sztuki – artysta jako antropolog”. W tym wypadku śmiało można stwierdzić, że jesteś artystą – „naukowcem”. Jaki jest twój „cel badawczy”?
Można na to patrzeć na kilka sposobów, pamiętając cały czas, że jest to antropologia swoista – dość instynktowna i świadoma instynktowności całego działania. Jest po pierwsze takim wchodzeniem w rzeczywistość osób, które z racji zawodu muszą wkraczać w intymne relacje z innymi. Sięgam tutaj po realia zawodu kosmetyczki, które podczas zabiegów dotykają kolejnych i obcych sobie osób. Właśnie to wejście w rolę osoby, jakiejś profesji, z którą się nie ma w ogóle kontaktu, jest chyba jedną z ciekawszych dla mnie rzeczy, ponieważ muszę się otworzyć na bardzo intymne relacje, do których nie jestem jednak przyzwyczajona.
Dlaczego właśnie kosmetyczka? Opowiadałaś mi wcześniej, że wynika to z Twojej wcześniejszej akcji „Podróż”.
Moment, w którym zaczęłam myśleć o tym materiale, miał początek we wrześniu ostatniego roku. Podczas mojej akcji „Podróż” z Martyną Tokarską miałam okazję być właśnie w salonie kosmetycznym, gdzie przeprowadzono na mnie zabieg depilacyjny woskiem. Zobaczyłam, jakie ma on właściwości, barwy, jak literalnie staje się odbiciem skóry - jest jej bezpośrednim przełożeniem na materiał plastyczny. Zobaczyłam, jak to w ogóle działa, wygląda i strasznie się tym zafascynowałam.
Tą samą formą plastyczną…
Tak, na początku rzeczywiście było to zaciekawienie formą. Stwierdziłam, że nikt tego nigdy nie robił i byłam zaskoczona, bo wydaje się to tak oczywiste. Jest to bezpośrednie przełożenie człowieka. Daje możliwość pokazania kawałka (z) osoby - takiej skórnej, biologicznej i nieprawdopodobnie intymnej.
Wiadomo, od zalążka idei do całościowego projektu jest długa droga. Stwierdziłam, że zrealizuję ten pomysł w związku z tym, że zaproponowano mi w Wozowni przestrzeń Laboratorium. Oczywiście, łączenie antropologii i sztuki umożliwia bardzo szeroki zakres poszukiwań, właściwie opiera się trochę na wszystkim i na niczym. Gdzieś w tych wszystkich zabawach sztuką, które mają pretendować do miana socjologicznych, bardzo kręci mnie przełamywanie własnych barier. Myślę, że przełamywanie barier również i innych osób, bo, jak przypuszczam, nasze spotkania depilacyjne dla wielu ludzi były ciekawe. Podczas akcji wystawowej spotkałam się także z kilkoma chłopcami, którzy, co interesujące, traktowali to w inny sposób niż dziewczyny. Wydaje mi się, że podeszli rzeczywiście do tego jak do totalnego eksperymentu. Natomiast dla dziewczyn kontakt z depilacją/goleniem stanowi rzecz oczywistą. Aspekt usuwania owłosienia i negacji naturalnego stanu skóry jest po prostu codziennością.
Nie chcemy mówić o sposobie upiększania, liczy się tylko efekt. Czasami zdarzało mi się przeczytać w kobiecym pseudo poradniku, że kobiety powinny wręcz ukrywać chociażby to, że depilują brwi, ponieważ jest to nieatrakcyjne dla mężczyzn. Pokazując ten proces „uczłowieczasz człowieka”.
Bardzo cieszy mnie ten kontekst, o którym mówisz. Prace, które wykonałam, mogą mieć potencjał, by pokazać właśnie ten proces. I zaznaczać go jako część konieczną do realizacji efektu końcowego, tj. pokazania tego, kim jesteśmy.
Dla mnie Twoja praca nie neguje estetyzacji ciała, nie ocenia jej. Raczej jest to dążenie do pokazania „prawdziwego” oblicza człowieka. Dodatkowo, skontrastowane z bardzo estetycznym wykorzystaniem materiału, który pozyskałaś.
Tak, te prace są bardzo estetyczne. Długo zastanawiałam się, w jaki sposób je wykonywać. Stwierdziłam, że nie chciałabym przetwarzać materiału w znaczny sposób np. sprawiać, że ten materiał depilacyjny będzie tylko dodatkiem. Chciałam, żeby prace funkcjonowały jako portrety, by materiał, który zebrałam, był podstawą i zasadą ich wykonywania. Portretowość prac podkreślałam dodatkowo, nazywając je imionami osób, które przedstawiały (jeśli oczywiście dana osoba zgodziła się, bym to zrobiła).
Zauważyłam, że w innych pracach również posługujesz się wysublimowaną estetyką, łącząc ją z bardzo ciężkimi tematami, często tabu. Tematami, które nie są poruszane codziennie, mówią o cechach człowieka naturalistycznego, atawistycznego. Przykładowo „Suki”.
Forma moich prac jest bardzo ważna. Na przykład futra, których używałam, są nieprawdopodobnie sensualne, bogate wrażeniowo i wizualnie. Można mało z nimi robić i już działają. Natomiast, jeśli chodzi o ten materiał cielesny, depilacyjny, to dla mnie włosy nie są obrzydliwe same w sobie. Dlatego praca na tym materiałem nie była nieprzyjemna, choć czasem stresująca. Sądzę, że sam materiał jest już estetyczny, dlatego cieszę się, że mogłam go ubrać w formy, które są formami ekspozycyjnymi.
Można powiedzieć, że obrazy powstałe podczas „Wszystkie piękne dziewczyny i wszyscy piękni chłopcy” to swoista inwersja „Suk”.
Tak, to dobrze. Cieszę się, że robię rzeczy, które można odczytywać jako ciągłość.
W pracy, o której mówimy, pobierasz włosy od ludzi, nie robiąc im krzywdy, a wręcz przeciw: oddajesz przysługę.
Bardzo się starałam nie zrobić nikomu krzywdy…
Samo użycie włosa, a nie innej części ciała. Czy ma to dla Ciebie jakieś znaczenie?
Włosy na ciele i włosy na głowie mają zupełnie inną wartość symboliczną. A w projekcie mówię cały czas o włosach cielesnych. Są one obarczone ogromną kulturową tabuizacją, stereotypy ich dotyczące dotykają ludzi, którzy ich nie usuwają lub wręcz przeciwnie dbają o to, żeby być całkowicie gładkimi. Dla kobiet i dla coraz większej liczby mężczyzn jest to codzienność. Dlatego włosy są tak ciekawe, nawet bardziej niż inny materiał biologiczny.
A w kontekście samego zabiegu depilacji dochodzą kwestie ekonomiczne. Na zabiegi depilacyjne w salonach wielu osób po prostu nie stać, w związku z tym są one dostępne tylko dla pewnej części ludzi. To sprawia, że waloryzują oni możliwości doświadczeń – stają się bardziej pożądane, bo mniej dostępne.
W Twojej pracy pojawia się aspekt śmieciowy. Nadajesz rzeczy, która powinna wylądować w śmietniku nową wartość.
Gdy rozmawiałam z wieloma osobami, zwróciłyśmy uwagę na to, że kiedy wykonuje się zabieg golenia czy depilacji, to właśnie brak owłosienia poświadcza wcześniejszą ich obecność. Gładkie, kobiece nogi świadczą o tym, że coś było wcześniej. To mi się podoba w kontekście moich prac, że świadczą o wyjściowym stanie osoby. I tutaj dochodzi ten aspekt śmieciowości, abiektalności materiału. Uzyskanie „resztek z człowieka” było przecież sposobnością do przeprowadzania zabiegów, to one wyszły na pierwsze miejsce, a proces stał się ważniejszy niż efekt.
Podczas zabiegów nagrywałaś rozmowy. Czy będziemy mogli je usłyszeć?
Tak, ale nie w całości, bo nasze spotkania trwały zazwyczaj długo, także do końcowej wersji ekspozycyjnej będą dołączone wycięte fragmenty reakcji, rozmów, wrażeń. Oczywiście nie każdy obiekt na wystawie ma swoje nagranie, bo nie każdy się na nie zgadzał. A ja nie nalegałam.
Jakie spotkania wywarły na Tobie silne wrażenie?
Najbardziej intymne były spotkania, kiedy depilowałam komuś wąsik. Po prostu dotykałam czyjeś twarzy, co było nieprawdopodobnie intymne. Przypuszczam, że dla tych czterech osób, z którymi wykonywałam właśnie ten rodzaj zabiegu, było to też bardzo osobliwe.
Ciekawi mnie stosunek odbiorców do Twojego działania. Rozmawiałam z osobą, która na początku negowała sam pomysł, jednak po obejrzeniu prac zmieniła zdanie…
Słyszałam dużo reakcji: „ obrzydliwe”, „po co?” Mogę Ci podać jeden ciekawy przykład, który zdarzył się na początku trwania projektu. Pierwszego dnia przyszła do mnie starsza Pani, która przychodzi tutaj często, jest stałą bywalczynią. Bardzo jej się nie podobało, nie wiedziała, o co chodzi i nie dała się przekonać. Zniesmaczona, szybko wyszła. Po miesiącu weszła kolejny raz, zobaczyła projekty i całkowicie zmieniła zdanie. Bardzo ją zaciekawiły same formy. Pogadałyśmy trochę o samej idei i naprawdę zmieniła swoje nastawienie. Dla mnie był to ważny sygnał, szczególnie, że pokazuje, że próba działania długofalowego umożliwia badanie/przerobienie tematu zarówno mnie samej, jak również odbiorcom/odbiorczyniom.
Co zyskałaś z tego działania, nie mówiąc w tym momencie o Twoich pracach prezentowanych w Wozowni?
Każdy kolejny projekt, który opiera się na kontakcie z ludźmi, jest nieprawdopodobnym przełamywaniem własnych barier, własnych słabości. Konfrontacja umożliwia dookreślanie siebie, umożliwia zyskiwanie świadomości tego, co się robi, ponieważ podczas każdej kolejnej rozmowy muszę udowodniać logiczność mojego projektu.
W tekście promującym wystawę mówisz, że w Twoim działaniu dochodzi do wymiany, gdzie obydwie strony coś zyskują, ironicznie nadając jej miano kuriozalnej.
To jest trochę igranie z tym, kiedy mówi się o sztuce, że jest niepotrzebna. Trochę zabawa z tym stwierdzeniem i z tym doświadczeniem. Oferuję zabieg kosmetyczny, który w żaden sposób nie jest konieczny, nie jest elementarny dla życia, za sztukę, którą wielu odbiera za równie niepotrzebną. Depilacja jest nacechowana wręcz stereotypowo antyfeministycznie, ale sam projekt przecież antyfeministyczny nie jest. Ma raczej, poprzez obnażanie samego procesu, pokazywać codzienność, cieszyć się cielesnością i z niej czerpać.
To może zadam trochę patetyczne pytanie, jaka jest Twoim zdaniem rola artysty?
Strasznie trudne pytanie, bardzo ciężko nie odpowiedzieć na nie w nadęty sposób....
Nawet ciężko jest je zadać…
To jest ważne pytanie, ponieważ wielokrotnie się nad nim zastanawiałam. Decydując się na robienie sztuki, trzeba się samej zmierzyć z nim zmierzyć. Właściwie uważam, że tak - sztuka może mieć znaczenie poza obszarem sztuki. Ewa Tatar powiedziała takie trafne zdanie, że sztuka to „performatywna przestrzeń projektowania zmian rzeczywistości opartych na pragnieniu„. Poprzez sztukę realizujemy wizje rzeczywistości, które teraz są utopijne, ale może kiedyś nie będą. Wydaje mi się, że staram się obierać taki sposób myślenia.