środa, 12 lutego 2014

PIEŚŃ O RYCERZU AYMARZE



W roku pańskim 1085 królestwo Francji trapią głód i susze. Ziemia jest własnością króla, Kościoła i rycerstwa. Możni feudałowie są jedynymi panami swych poddanych. Panuje chaos i bezprawie. Drogami średniowiecznej Europy, pełnymi okrucieństwa i przemocy, podąża Aymar de Bois-Maury, rycerz, któremu pozostał tylko honor…

Tak wygląda tło serii komiksów „Wieże Bois-Maury” autorstwa Hermanna Huppena. Francuski rysownik i scenarzysta zaczął pracę nad pierwszymi tomami w latach osiemdziesiątych XX wieku, jednak polski czytelnik może zapoznać się z twórczością Huppena dopiero teraz. Wydawnictwo Komiksowe wypuściło bowiem na rynek polski pierwsze trzy tomy serii o przygodach Aymara. Każdy z nich jest poświęcony innemu bohaterowi, chociaż łączy je postać błędnego rycerza, niegdyś właściciela zamku Bois-Maury. Seria liczy sobie dziesięć tomów, a całość ma się ukazać już w przyszłym roku. Przedsięwzięcie na wielką skalę, jednak sądząc po pierwszych tomach, Huppen i na polskim rynku stanie się prędko autorem kultowym.

Hermann stworzył dzieło monumentalne, istny fresk historyczny i panoramę wczesnego średniowiecza ujętą w ramy komiksu. Akcja pierwszego tomu rozpoczyna się około roku 1085, zaś kończy się w okresie pierwszej krucjaty. Głównym bohaterem serii uczynił postać tajemniczą i niejednoznaczną, rycerza bez majątku, Aymara de Bois-Maury. Rycerz ten podróżuje po kraju wraz z giermkiem Olivierem, trudniąc się częstym w owych czasach fachem najemnika. Nie jest jednak typowym osiłkiem czy płatnym zabójcą. Aymar to postać niezwykła, człowiek wykształcony i wrażliwy, przestrzegający swoistego kodeksu rycerskiego. Utracił majątek, rodowy zamek w Bois-Maury i chce zebrać dość złota, by opłacić armię zdolną pomóc mu odzyskać zagrabione ziemie. Cenne umiejętności walki wykorzystuje w służbie feudalnych panów, jak i banitów. Za sprawą pomysłowości autora, spotyka na swej drodze wielu pozytywnych i negatywnych postaci. Jest tu Germain, kamieniarz skazany za zbrodnię, której nie popełnił. Heloiza de Montgri, młoda szlachcianka, która poszukuje zaginionego narzeczonego i zemsty, trupa wędrownych komediantów-złodziei, ocalony z masakry rodziny dziedzic zamku, pewien starzec oraz tajemniczy pasterz…

Postać pana de Bois-Maury jest z rozmysłem odsuwana na dalszy plan, przychodzi mu być czasem zaledwie statystą dla historii innych bohaterów tej opowieści. Wątki postaci przeplatają się ze sobą niezwykle finezyjnie. Widać tu precyzję w łączeniu poszczególnych epizodów, ale wątek przewodni każdego tomu w odpowiednim momencie powraca do znanego nam Aymara. Hermann wydaje się doskonale panować nad wieloma nićmi tego gobelinu, jakim jest seria poświęcona Bois-Maury. W odpowiednim momencie powraca do głównego wątku, ale czytelnik bez trudu śledzi wydarzenia i nie sposób jest się tu zgubić. Z każdą odsłoną kolejnego tomu bohaterowie są coraz ciekawsi, coraz częściej też zadajemy sobie pytanie, jak cienka jest granica między dobrem i złem? Czy jesteśmy skazani na wypełnianie swego przeznaczenia, czy – przeciwnie – sami możemy pokierować naszym losem.

Aymar i jego przygody są tylko pretekstem do ukazania panoramy średniowiecznej Francji wraz z całą jej skomplikowaną strukturą społeczną, podziałem na klasy, rolą Kościoła, króla i możnowładców. Jest to fresk, trzeba przyznać, dość niepochlebny. Natykamy się tu na głodnych i wykorzystywanych chłopów, okrutnych rycerzy sprawujących władzę nad życiem i śmiercią swych poddanych, Kościół walczący z heretykami za pomocą stosu, biedę, głód i bezprawie. Hermann doskonale oddaje niuanse zagmatwanej średniowiecznej historii. Warto przyjrzeć się epizodom, by dostrzec, że nic nie jest dla autora jednoznaczne. Chłopi wprawdzie biedni i uciskani, ale jednocześnie ciemni i okrutni. Rycerze bez lśniących zbroi, zajęci bardziej własnym stołem lub co nadobniejszymi wieśniaczkami, ewentualnie grabiący ziemię słabszego sąsiada. Alianse małżeńskie i polityczne stworzone dla zdobycia władzy i wpływów. Rycerze-rabusie, najemnicy i brak jakiejkolwiek władzy królewskiej. Całe połacie średniowiecznej Francji i nie tylko były minikrólestwami w rękach możnych. To najlepszy opis realiów, w których przyszło żyć bohaterom Hermanna. Radzą sobie z brutalną rzeczywistością na swój własny sposób. Jedni lepiej, inni gorzej, ale wszyscy usiłują po prostu przeżyć. W walce o życie przestają liczyć się ideały czy honor, a celem staje się po prostu zemsta. Pomysłowość w tworzeniu barwnych, krwistych postaci pozwala nam polubić Germaina, Heloizę, Aldę czy wzruszyć się historią Babette. Paradoksalnie, okazuje się, że pośród okrucieństwa i bezprawia jedynym pozytywnym bohaterem stara się być Aymar de Bois-Maury, choć trudni się niezbyt uczciwym fachem najemnika.

Cykl o Bois-Maury jest rodzajem średniowiecznego skrzyżowania „Don Kichota” z „Pieśnią o Rolandzie” i ,,Filarami Ziemi” Kena Folleta. Przygody rycerza przypominają pieśni trubadurów o rycerskich czynach oraz poszukiwaniu Świętego Gralla i należy w nich upatrywać inspiracji dla nieco pokrętnej wersji minnesingera Hermanna Huppena. Trzeba dodać, że na pomysł całej serii miało wpływ zainteresowanie Hermanna architekturą średniowiecza. W komiksie odtworzył on wiernie miejsca z dzieciństwa – rodzinną Walonię. Te zainteresowania przekładają się na jakość i styl rysunków, zwłaszcza tam, gdzie widać architekturę. Niezwykle wiernie i szczegółowo, z ogromnym rozmachem, wprowadza nas autor na średniowieczny plac budowy katedry czy do komnat warownego zamku. Walory architektury i poszczególnych plansz podkreśla kolorystyka Fraymonda. Stonowana i utrzymana w pastelowych różach oraz błękitach doskonale oddaje porę dnia, niuanse pogody, świt lub wieczór. Także fizjonomie bohaterów, również Aymara, są zaskakująco zwyczajne, nasz błędny rycerz nie przypomina herosów. Postaci zaludniające świat Hermanna są jak najbardziej oryginalne w swej powierzchowności, bardzo ekspresyjne i naturalistyczne. Brzydkie, chore, czasem piękne, ale celem rysownika nie było tworzenie superbohaterów. Za to dostajemy pełnokrwistych ludzi, dosadnych, rubasznych, głupich, podłych, ale i czasem czyniących dobro. Słowem, istna panorama ludzkości.



Joanna Wiśniewska



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz