Osoba X, którą dobrze znam, zgadza się na opisanie
swojej historii. Od dawna świat nie jest dla niej najweselszym miejscem, a sama
egzystencja jawi się jako przykry obowiązek. Życie, życie jest nowelą, nie
przyjazną – raczej wrogą. Jazda na sinusoidzie, odruch wymiotny, nieżyt,
nieżywot. A przecież nie zawsze tak było: coś się w trybikach przestawiło.
X postanawia zasięgnąć
porady specjalisty.
Dowiaduje się, że w jednej z pobliskich przychodni
przyjmuje „bardzo dobra pani psycholog, która niejednej osobie pomogła”.
Spróbujmy. Jako że X była ostatnimi czasy dość zestresowana i w dodatku mało
spała, wizyta pięknie, acz dość fałszywie realizuje kliszowy obrazek spotkania
z „lekarzem od duszy”. Pacjentka rzeczywiście czuje się źle, mówi cicho i bez
energii, unikając wzroku rozmówczyni opowiada dramatyczne koleje swojego losu.
Psycholożka zadaje niedorzeczne w ocenie X pytania, jednak ostatecznie stawia
straszliwą diagnozę – ciężka depresja.Bez farmakologii (a może i
hospitalizacji) się nie obejdzie. Tu pomóc może tylko psychiatra. X zna siebie
troch ę lepiej i elegancko wyraża powątpiewanie, jest jednak osobą otwartą,
toteż ostatecznie zgadza się zapisać na wizytę do tego, kto teoretycznie więcej
może (i może pomoże). Mózg to narząd jak każdy inny i jeśli rzeczywiście jest
chory, lekarstwo się przyda. Ciało nie jest doskonałe, a to, jak czuje się
„dusza”, bardziej zależy od jakości działania materialnej reszty, niż od wahań
natężenia energii kosmosu.
Psychiatra po wysłuchaniu opowieści X podtrzymuje
diagnozę Psycholożki, mimo iż tym razem pacjentka ma znacznie lepszy dzień i
nie roztacza wokół siebie zapachu stęchłej ziemi. Lekarka jest jednak osobą
rozważną i nie działa pochopnie (co podoba się X). Pewne symptomy depresji
widzi, innych nie. Tłumaczy trudności w odróżnianiu choroby (depresji) od
choroby (afektywnej dwubiegunowej) i „zwykłych zaburzeń osobowości”. Nigdy nic
nie wiadomo (tu X zaczyna powątpiewać w swoje istnienie, zresztą nie po raz
pierwszy). Sposób na wyjście z decyzyjnego impasu: propozycja ośmiotygodniowego
pobytu diagnostycznego w znanym szpitalu psychiatrycznym, którego nazwa
notorycznie powtarza się w lokalnych żartach. X może i miałaby na to ochotę,
zastanawia się jakie obserwacje mogłaby tam poczynić, a jakie poczyniono by na
niej. Poza tym dwumiesięczny urlop na koszt NFZ, z daleka od wszystkiego kusi.
Jednak psychiatryk to nie wakacje pod palmami – rozsądek
zwycięża. X uprzejmie dziękuje, chowając skierowanie do torebki. Obiecuje Pani
Doktor, że się zastanowi, a sobie samej, że już więcej do tej przychodni nie
wróci.
Odstraszenie od konkretnej placówki nie równa się
odstraszeniu od poszukiwania pomocy – X tym razem kieruje swe kroki ku
przybytkowi wyspecjalizowanemu – ośrodkowi psychoterapii i leczenia uzależnień.
Tam spotyka uśmiechniętą Psycholożkę 2, która odnosi się do opisanych problemów
w sposób zgoła odmienny – złe samopoczucie jest wynikiem trudnej sytuacji
życiowej. X traci energię psychiczną nie tam, gdzie należy i to właśnie trzeba
zmienić. Pacjentka oddycha z ulgą, podoba jej się ta teoria, usterka zdaje się
łatwa do naprawienia. Psycholożka 2 proponuje sesje u bardziej podobno
odpowiedniego Psychologa 3 w gabinecie obok. Naładowana pozytywnymi emocjami
płynącymi od terapeutki X oczywiście się zgadza.
Wkrótce okazuje się jednak, że Psycholog 3 dopiero
się uczy. Pacjentkę odrobinę deprymuje opowiadanie o swoich problemach osobie
młodszej o dobrych parę lat (sprawdziła w internecie). Kontynuuje jednak, miło
się rozmawia, chociaż to głównie X daje popis swoich oratorskich zdolności .
Psycholog 3 po kilku spotkaniach stwierdza jednak, że nie są one potrzebne –
pacjentce nic nie dolega, musi tylko zacząć konstruktywnie działać. Ale jak tu
działać kiedy napędu brak? – zastanawia się X. Potrzebuje innej, motywującej
perspektywy i przede wszystkim odpowiedzi na pytanie, dlaczego czuje się źle, i
to często bez wyraźnego powodu.
Podjęcie tematu powoduje ponowne odwołanie się do
archetypicznej postaci uczonego medyka, tym razem w osobie Psychiatry 2. Tego
akurat X zna, kiedyś już przepisał jej leki które ostatecznie zaszkodziły, więc
odstawiła. Spotkaniem po latach lekarz nie jest najwyraźniej wzruszony. Złapany
na pięć minut przed zakończeniem czasu przyjęć, praktycznie nie słucha tego, co
pacjentka stara się mu wyłożyć. Spieszy się do domu. „Skoro lekarstwo A nie
pasowało, może zadziała lekarstwo B” – mruczy pod nosem, pospiesznie wypisując
receptę. Urażona X z kamienną twarzą przyjmuje ten łaskawy dar. W domowym
zaciszu postanawia jednak nie kupować leku – internetowa ulotka straszy
skutkami ubocznymi nieprzyjemnymi i niebezpiecznymi daleko bardziej, niż jej
chwiejne nastroje.
X w dalszym ciągu uważa, że przydałaby jej się
pomoc psycho-specjalistów. Nie ma już jednak na to siły. Podiagnozuje się sama
oraz w towarzystwie najbliższych jej „duszy” osób. Depresja? Niekoniecznie.
ChAD? Możliwe. Skrzywienie osobowości? Z pewnością. Rozdwojenie jaźni? „Nie,
dziękuję”.
Beata Jurkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz