sobota, 30 marca 2013

Niedosko się nie czuję, nie wszystko kapuję...




Osoba X, którą dobrze znam, zgadza się na opisanie swojej historii. Od dawna świat nie jest dla niej najweselszym miejscem, a sama egzystencja jawi się jako przykry obowiązek. Życie, życie jest nowelą, nie przyjazną – raczej wrogą. Jazda na sinusoidzie, odruch wymiotny, nieżyt, nieżywot. A przecież nie zawsze tak było: coś się w trybikach przestawiło. 

X postanawia zasięgnąć porady specjalisty. 

Dowiaduje się, że w jednej z pobliskich przychodni przyjmuje „bardzo dobra pani psycholog, która niejednej osobie pomogła”. Spróbujmy. Jako że X była ostatnimi czasy dość zestresowana i w dodatku mało spała, wizyta pięknie, acz dość fałszywie realizuje kliszowy obrazek spotkania z „lekarzem od duszy”. Pacjentka rzeczywiście czuje się źle, mówi cicho i bez energii, unikając wzroku rozmówczyni opowiada dramatyczne koleje swojego losu. Psycholożka zadaje niedorzeczne w ocenie X pytania, jednak ostatecznie stawia straszliwą diagnozę – ciężka depresja.Bez farmakologii (a może i hospitalizacji) się nie obejdzie. Tu pomóc może tylko psychiatra. X zna siebie troch ę lepiej i elegancko wyraża powątpiewanie, jest jednak osobą otwartą, toteż ostatecznie zgadza się zapisać na wizytę do tego, kto teoretycznie więcej może (i może pomoże). Mózg to narząd jak każdy inny i jeśli rzeczywiście jest chory, lekarstwo się przyda. Ciało nie jest doskonałe, a to, jak czuje się „dusza”, bardziej zależy od jakości działania materialnej reszty, niż od wahań natężenia energii kosmosu. 

Psychiatra po wysłuchaniu opowieści X podtrzymuje diagnozę Psycholożki, mimo iż tym razem pacjentka ma znacznie lepszy dzień i nie roztacza wokół siebie zapachu stęchłej ziemi. Lekarka jest jednak osobą rozważną i nie działa pochopnie (co podoba się X). Pewne symptomy depresji widzi, innych nie. Tłumaczy trudności w odróżnianiu choroby (depresji) od choroby (afektywnej dwubiegunowej) i „zwykłych zaburzeń osobowości”. Nigdy nic nie wiadomo (tu X zaczyna powątpiewać w swoje istnienie, zresztą nie po raz pierwszy). Sposób na wyjście z decyzyjnego impasu: propozycja ośmiotygodniowego pobytu diagnostycznego w znanym szpitalu psychiatrycznym, którego nazwa notorycznie powtarza się w lokalnych żartach. X może i miałaby na to ochotę, zastanawia się jakie obserwacje mogłaby tam poczynić, a jakie poczyniono by na niej. Poza tym dwumiesięczny urlop na koszt NFZ, z daleka od wszystkiego kusi. Jednak psychiatryk to nie wakacje pod palmami – rozsądek zwycięża. X uprzejmie dziękuje, chowając skierowanie do torebki. Obiecuje Pani Doktor, że się zastanowi, a sobie samej, że już więcej do tej przychodni nie wróci. 

Odstraszenie od konkretnej placówki nie równa się odstraszeniu od poszukiwania pomocy – X tym razem kieruje swe kroki ku przybytkowi wyspecjalizowanemu – ośrodkowi psychoterapii i leczenia uzależnień. Tam spotyka uśmiechniętą Psycholożkę 2, która odnosi się do opisanych problemów w sposób zgoła odmienny – złe samopoczucie jest wynikiem trudnej sytuacji życiowej. X traci energię psychiczną nie tam, gdzie należy i to właśnie trzeba zmienić. Pacjentka oddycha z ulgą, podoba jej się ta teoria, usterka zdaje się łatwa do naprawienia. Psycholożka 2 proponuje sesje u bardziej podobno odpowiedniego Psychologa 3 w gabinecie obok. Naładowana pozytywnymi emocjami płynącymi od terapeutki X oczywiście się zgadza.
Wkrótce okazuje się jednak, że Psycholog 3 dopiero się uczy. Pacjentkę odrobinę deprymuje opowiadanie o swoich problemach osobie młodszej o dobrych parę lat (sprawdziła w internecie). Kontynuuje jednak, miło się rozmawia, chociaż to głównie X daje popis swoich oratorskich zdolności . Psycholog 3 po kilku spotkaniach stwierdza jednak, że nie są one potrzebne – pacjentce nic nie dolega, musi tylko zacząć konstruktywnie działać. Ale jak tu działać kiedy napędu brak? – zastanawia się X. Potrzebuje innej, motywującej perspektywy i przede wszystkim odpowiedzi na pytanie, dlaczego czuje się źle, i to często bez wyraźnego powodu. 

Podjęcie tematu powoduje ponowne odwołanie się do archetypicznej postaci uczonego medyka, tym razem w osobie Psychiatry 2. Tego akurat X zna, kiedyś już przepisał jej leki które ostatecznie zaszkodziły, więc odstawiła. Spotkaniem po latach lekarz nie jest najwyraźniej wzruszony. Złapany na pięć minut przed zakończeniem czasu przyjęć, praktycznie nie słucha tego, co pacjentka stara się mu wyłożyć. Spieszy się do domu. „Skoro lekarstwo A nie pasowało, może zadziała lekarstwo B” – mruczy pod nosem, pospiesznie wypisując receptę. Urażona X z kamienną twarzą przyjmuje ten łaskawy dar. W domowym zaciszu postanawia jednak nie kupować leku – internetowa ulotka straszy skutkami ubocznymi nieprzyjemnymi i niebezpiecznymi daleko bardziej, niż jej chwiejne nastroje. 

X w dalszym ciągu uważa, że przydałaby jej się pomoc psycho-specjalistów. Nie ma już jednak na to siły. Podiagnozuje się sama oraz w towarzystwie najbliższych jej „duszy” osób. Depresja? Niekoniecznie. ChAD? Możliwe. Skrzywienie osobowości? Z pewnością. Rozdwojenie jaźni? „Nie, dziękuję”.


Beata Jurkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz