wtorek, 2 kwietnia 2013

Marcowe recenzje muzyczne



 Atoms for Peace Amok. XL, Recordings 2013.

 
Płyta, w momencie pisania tego tekstu, jest jeszcze niedostępna. Można posłuchać singli (Default, Judge Jury and Executioner), obejrzeć nagrania z koncertów, lecz pełny materiał ukaże się 25 lutego. Z jednej strony nic nowego pod słońcem, Thom Yorke trzyma się swojej estetyki. Z drugiej... to jeden z kilku wykonawców, których mogę słuchać ciągle, wszędzie, którego utwory są na playlistach wszystkich, będących w moim posiadaniu, urządzeń służących do odtwarzania muzyki. Od wielu lat.
Thom zebrał świetnych muzyków (Flea - Red Hot Chilli Peppers, Nigel Godrich - producent Radiohead, Becka, McCartneya, R.E.M., Joey Waronker - Beck i R.E.M. i Mauro Refosco) na potrzeby swojego solowego projektu (The Eraser). By móc to, co sam stworzył, przedstawić na koncertach. Współpraca najwyraźniej okazała się udana i zaowocowała omawianą płytą.
Powstał kompromis. Pomiędzy mechanicznymi, laptopowymi samplami Thoma, a materią żywych instrumentów. Thom chciał stworzyć taneczną płytę, jednak musiał wpleść w nią swój wokal. W innym wypadku, jak powiedział (choć mniej cenzuralnie), nikt nie zwróciłby na nią uwagi. Starał się więc, by jego głos podkreślił jej charakter.
Projekt Thoma Yorke pozostaje otwarty. Sam, jak mówi, nie wie co z niego wyniknie. Ja również jestem ciekaw. Czekam na te dziewięć utworów... dziewięć utworów na dobry początek tego projektu.



Piers Faccini My Wilderness. Six Degrees Records, 2011.





Niezmiernie rzadko, ale zdarza się, że podczas przeszukiwania zasobów internetu trafiamy na jego jasną stronę. Znajdują sie tam tacy wykonawcy jak Piers Faccini. Muzyk, malarz i znakomity tekściarz. Urodził się w Londynie, jego ojcem jest Włoch, matka jest Angielką, wychował się we Francji. Trójjęzyczny, lecz teksty pisze po angielsku, gdyż uważa że tym językiem posługuje sie najlepiej i w nim potrafi zawrzeć najwięcej znaczeń. To słychać. Jego muzyka jest różnorodna, są w niej ślady angielskiego folku, bluesa z delty Missisipi, włoskich, jak i afrykańskich rytmów.
My wilderness jest czwartym solowym albumem Facciniego, w całości przez niego wymyślonym, nagranym w domu we Francji i samodzielnie wyprodukowanym. Moim ulubionym. Utwory są stylistycznie mocno zróżnicowane, ale nie zrezygnowałbym z żadnego z trzynastu utworów, które się na nim znajdują. Ciekawe jest instrumentarium. Na pierwszym planie słychać gitarę, perkusję, trąbkę, wiolonczelę i skrzypce. Oszczędnie użyte zostały egzotyczne instrumenty, których nazw nawet nie będę wymieniał, nadają one jednak specyficzny koloryt utworom i sprawiają, że z zaciekawieniem słucha się każdego z nich. Na swoich dzikich bezdrożach, myślę że tak można interpretować tytuł płyty, Faccini znajduje i transowe rytmy, i ciekawie opowiedziane ballady, zachęca też do nieskrępowanego tańca. Jeśli nie znacie Facciniego, a nie sądzę byście znali, zachęcam stanowczo do posłuchania. Zmusić nie mogę. Niestety.


Alt-J An Awesome Wave. Infectious Music, 2012.


By być na bieżąco, sprawdzam, kto otrzymuje ważne muzyczne nagrody. Szperam, przeglądam i... strasznie się przy tym nudzę. Z reguły. Nie ustaję jednak w wysiłku, gdyż czasem trafia się taki zespół jak Alt-J.
An awesome wave to ich debiutancki album, choć trudno w to uwierzyć. Brzmi jakby muzycy mieli za sobą duży dorobek, a nie zaledwie dwa lata prób przed podpisaniem kontraktu z wytwórnią i wydaniem EPki. Już teraz maja duże grono fanów, szerokie plany koncertowe, zbierają świetne recenzje, no i zdobyli Mercury Prize dla najlepszej płyty w Wielkiej Brytanii i Irlandii w 2012 roku.
Muzyka Alt-J składa sie z elementów, które nie powinny ze sobą współgrać. Hip hop, folk, chóralne śpiewy, duża doza elektroniki, przesterów i żywe, paradoksalnie dominujące w każdym utworze, brzmienia gitary. Kluczową rolę odgrywa charakterystyczny wokal. Wszechstronny, czasem kojący, czasem drażniący, na pewno magnetycznie przyciągający. Nie będę go opisywał. Nie umiem. Trzeba go usłyszeć.
Wydaje sie to niemożliwe, a jednak powstał album spójny, klimatyczny, o pulsującej emocjonalnie dynamice. Dziwaczność i eklektyzm udało im się połączyć z uniwersalnością. Coś nowego i intrygującego. Polecam również rewelacyjne teledyski do utworów Breezeblocks i Tesselate.


Wiktor Łobażewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz