sobota, 27 kwietnia 2013

Ego-rcyzmy


Moja przyjaciółka powiedziała kiedyś: „Życie jest podłe”.  Jej opowieść o nieszczęśliwej relacji z kimś, kogo nie może mieć, kogo i tak nie kocha żona pozwoliła mi się z nią zgodzić. Przytaknęłam, nie znajdując innego rozwiązania. Chwilę potem dodała: „Ale i wspaniałe! Dziś zastanawiasz się, co dalej, jak przetrwać, a jutro ktoś potrąca cię niechcący na ulicy i okazuje się, że to miłość twojego życia”. Przytaknęłam. Żadne to odkrycie, że codzienność bywa przewrotna. To, co wydaje się pewniakiem zamienia się w mrzonkę, a z beznadziei może wyciągnąć scena pisana jak z filmu.

Siedziałam na dworcu. Zaopatrzona w najnowszy magazyn mody na takie podróżnicze przejrzenie i  Marlboro Light. Naprzeciwko mnie para Wielkich Brązowych Oczu. Znudzona spojrzałam na zegar, na pijanego staruszka, któremu pewien sokista uprzykrzał letarg w poczekalni. Pomyślałam, że brakuje mi wspólnych podróży, podczas których zawsze kogoś wybawiał z opresji – to matkę z dzieckiem, to niewidomą Matyldę – podróżniczkę z identyfikacyjnym pudełkiem na szyi. Westchnęłam – czas ruszyć do pociągu.

W przedziałach tłok. To dziwne w tym „nieświątecznym” czasie. Ruszyłam w poszukiwaniu wolnego miejsca. Tu nic, tu nic. Przypomniało mi się, jak jeździliśmy razem na próby do teatru. On tam grywał. Także była wtedy zima. Patrzyłam na niego z takim zachwytem – zawsze. Miał w sobie tyle odwagi, energii i chęci, by robić wszystko, wszystko i więcej. Raz nawet z powodu mrozów mieliśmy problem, by wrócić do domu. On rozwalił nogę na scenie, moje nogi marzły przy minus do nieskończoności. Poruszył niebo i ziemię, żeby nas ktoś stamtąd zabrał – łącznie z wierutnym kłamstwem, jakobym była w ciąży. Nadjechało jednak żelastwo, ale bez ogrzewania. Na stopy wsadził mi swoje rękawiczki, imitujące łapy Myszki Miki.

Jest wolne miejsce. Pytam Wielkie Brązowe Oczy, czy można. Przytakuje i wyrywa się do bagażu, co by go umieścić na półce. Ruszamy. Wkładam słuchawki do uszu, wyciągam gazetę. Śmieję się w duchu z kolorystyki naszych strojów. Widocznie ja tak jak i mój współpasażer lubimy wszystkie odcienie szarości. Co chwilę patrzę za okno. W przerwie pomagam sąsiadowi doprowadzić do użyteczności uparty pojemnik na śmieci. I tak, bez większych nadziei, mija podróż. Przyłapuję Wielkie Brązowe Oczy na gapieniu się, zaczynam się zastanawiać, czy wypisać im mandat także za wiercenie? Piętnaście minut przed moim przystankiem wyciągam z uszu słuchawki. Majstrujące od jakiegoś czasu przy aparacie telefonicznym ręce podają mi mały ekranik. A na nim czytam: „Nie pomyśl, że to głupie. Całą drogę nie daje mi to spokoju. Mogę Cię prosić o numer telefonu”? Chwilę potem gadamy, tydzień później jemy kolację. Po dwóch tygodniach ma dla mnie kupiony, miesiąc za wcześnie, prezent urodzinowy. Tak, życie bywa przewrotne – szczególnie, że się pewnie nigdy więcej nie zobaczymy, bo ktoś musi leczyć się z posłuszeństwa wobec Ego, które za drogę życiową obrało sobie „bycie żoną męża”.

Natomiast moja przyjaciółka rozpoczęła romans z totalnie zapracowanym facetem o wyglądzie Adonisa. Ona ciągle zajęta doktoratem, publikacjami, odczytami – nie ma za wiele czasu. On – prowadzi własny biznes (show) i ledwo sypia. O seksie tylko gadają. W nocy, nad ranem, że on by jej „to”, a ona mu „tamto”. I tak po pełnej sesji zasypiają w dwóch osobnych łóżkach, nie wiedząc nawet, gdzie te kanty łóżek się znajdują – w której z dzielnic Torunia.

Inna przyjaciółka – niezwykle zaradna pani na stanowisku. Sama wyznaczyła zasady. Oddała coś starego, szuka czegoś nowego. I tak, dzięki swojemu sprytowi, ma już obiekt zainteresowań. O seksie też tylko prawią, snują, deliberują, ale wszystko w wiadomościach nie przekraczających pojemności ekraniku w komórce.

I zaczynam się zastanawiać, co z tym światem, skoro nie mamy czasu nawet sobie „pobrykać”, bo każdy biegnie jak ten goniony przeszłością, a może i przyszłością bohater Samotności długodystansowca. Zostawiamy bliskie relacje, odrzucamy fajnych ludzi, bo projekt, bo nadgodziny, bo kasa, kasa, kasa. I kiedy przychodzi noc możemy się przytulić jedynie do koca. Czy to daje satysfakcję? O miłości śnimy, myślimy w wolnej chwili, podczas stania w korku.  Bliskość relacji damsko-męskich zastępują nam „lajki” na Facebooku, smsy i maile, w których to rozwijamy swoje fantasmagorie, w konsekwencji czego tworzy się niezła beletrystyka. Czy my się boimy o swoją emeryturę? Istotnie, sytuacja w kraju nie jest pocieszająca. Ale może zacząć myśleć o budowaniu relacji aż do emerytury? Bo w końcu nic nam nie zostanie, nawet ktoś, kto będzie pił z nami „herbatę bez herbaty”. Chyba, że wykorzystamy obszerną listę kontaktów i zaczniemy obdzwaniać z pytaniami: „kto samotny?” i „czy z uwagi na dawną współpracę nie można by się zewspólnić?”. Dobrze, że mam chociaż czas na przyjaciół. Właśnie! Inna kochana znajoma – sama robi kremy do twarzy i stara się ze swoim narzeczonym o dziecko! Ergo? Można mieć czas. Życie bywa naprawdę przewrotne.

Tekst: Karolina Natalia Bednarek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz