środa, 26 czerwca 2013
Ludzie Psy, czyli my (?)
Już płyta „Maria-Awaria” wywołała sporo kontrowersji. Czy warto śpiewać o tym wszystkim? Zapuszczanie ogrodów, arktyczny wzwód, że chcesz być czyimś ciastkiem z dziurką... Czy jest to aż tak ważne?
Seksualność to bardzo ważna część człowieczeństwa, jedna z najważniejszych cech, które nas określają, określają to, kim jesteśmy. Ta płyta to już zamierzchła dla mnie przeszłość, było to parę lat temu, ale do tej pory mogę się podpisać pod każdym słowem. Seksualność jest niezmiernie ważnym tematem. U nas w Polsce nie śpiewa się, nie mówi o tych rzeczach, a nie widzę powodu, dlaczego jakiś inny temat ma być lepszy. Na twoje pytanie mogę odpowiedzieć pytaniem, dlaczego warto śpiewać o autobusach zapłakanych deszczem albo o wietrze we włosach, albo o zwiędłych kwiatach, czy o całej masie innych spraw, które są dla mnie mniej ciekawe, mniej interesujące niż śpiewanie akurat o ludzkiej seksualności. Tak więc moja odpowiedź – absolutnie warto. To jak wielki szum ta płyta zrobiła, jak ważna była dla wielu osób, pokazuje, że było to istotne i ważne.
Seks, pojmowanie patriotyzmu, zaburzeń psychicznych, prokreacji, nie są dla ciebie tematami tabu. Czy można mówić i śpiewać o wszystkim, w każdej formie? O czym Maria Peszek nie zaśpiewa?
Nie zaśpiewam o tym, co nie jest dla mnie istotne, co mnie nie przejmuje dogłębnie, co nie jest podszyte emocjami. Jeżeli nie będę miała czegoś ważnego do powiedzenia, co mnie osobiście wzrusza i dotyka, nie będę o tym śpiewać. Jeśli skończą się takie rzeczy, które mnie przejmują dreszczem, to równie dobrze mogę zająć się czymś innym niż śpiewanie.
Jednak szargasz polskie świętości. Taką świętości jest cierpiętniczy patriotyzm, mit Matki-Polki, temat prokreacji, czy też wiara w Boga. Czy taka, obrazoburcza jednak, postawa jest potrzebna? Czy nie lepiej zmieniać nastawienie Polaków powoli, w politycznie poprawny sposób? Po co wkładać kij w mrowisko?
Nie robię tego, żeby zmieniać mentalność Polaków, bo mnie średnio interesuje tak naprawdę, co Polacy cichcem czują, myślą. W przypadku płyty „Jezus Maria Peszek” miałam olbrzymią potrzebę podzielenia się moim światopoglądem, zamanifestowania moich odkryć, mojej dojrzałości i mojego światopoglądu. Musiałam odpowiedzieć sobie w pewnym momencie na podstawowe, egzystencjalne pytania. Wydawało mi się, że warto o tym powiedzieć głośno. Bardzo wyraźnie odcinam się od tego, by być głosem na przykład pokolenia. Nie miałam potrzeby, ani ochoty, by edukować Polaków, czy właśnie wkładać kij w mrowisko, żeby tylko zadrażnić. To, co śpiewa Maria Peszek na „Jezus Maria Peszek”, to jest tylko i wyłącznie dla Marii Peszek bardzo ważne. Ludzie chcą widzieć we mnie jakiś tam głos pokolenia albo chcieliby, byśmy mieli jakąś organizację, która zmieniać będzie świat. Część kobiet chciałaby, żebym była wyrazicielką ich postaw...
Marii Peszek to nie odpowiada?
Nie, dlatego że jestem artystką i charakterystyczną moją cechą jest egocentryczność. Mówię tylko i wyłącznie o sobie. Zresztą tylko wtedy mogę być wiarygodna. W momencie, w którym będę przedstawicielką jakiejkolwiek grupy, czy większej ilości osób, totalnie ją stracę. Tego się trzymam. Nie zajmuję się tym od wczoraj i wiem, że po prostu tak tylko można. Trzeba być bardzo ostrożnym, szczególnie gdy stało się to takie szerokie, duże, głośne, gdy tak wiele osób miało potrzebę skomentowania tej płyty, albo moich wyborów, moich postaw. Trzeba być bardzo ostrożnym, nie dać się nigdzie skusić bo nie jest to czasem tego warte. Muszę powiedzieć wprost – mam taką, może nie przypadłość... jestem po prostu bardzo ostrożna, jeśli chodzi o akcje charytatywne, wpisywanie się w apele, w jakieś idee... Nie chcę uczestniczyć w takich inicjatywach. Lubię być pewna, że to, co robię, robię tak jak chcę, że jestem za to w stu procentach odpowiedzialna. Nie lubię, gdy odpowiedzialność się rozmywa.
Wywiad dla „Polityki” odbił się szerokim echem. Sama przyznałaś, że zaburzyło to odbiór płyty „Jezus Maria Peszek”. Posądzono Cię o próbę cynicznej promocji, czy też o satanistyczny nihilizm. Czy warto było w ten sposób poruszać problem załamania?
Tak, absolutnie! Zrobiłabym jeszcze raz to samo, ponieważ był to kontekst niezbędny dla płyty. Ludzie się przyzwyczaili, że każda moja płyta jest kreacją. Zmieniałam się łącznie z warunkami fizycznymi i bardzo nie chciałam, by ludzie pomyśleli, że to jakaś kolejna odsłona, rola, którą sobie wymyśliłam. Płyta „Jezus Maria Peszek” jest tak osobista i tak intymna, że wydawało mi się, że jest to ważne. Poza tym było to wyrażenie radości z tego, że jestem z powrotem. Było warto. Średnio mnie interesuje, czy ktoś ma z tym problem, czy nie, czy przykłada własną, cyniczną trochę miarę. Poza tym dostałam masę siły od ludzi, podziękowań, potwierdzeń, że było dla nich ważne to, co powiedziałam. Nigdy się wszystkich nie zadowoli, nie muszę się podobać wszystkim. Zrobiłabym jeszcze raz to samo.
W tak skrajnym stanie, w jakim byłaś, trzeba znaleźć w sobie jakąś iskrę, chęć postawienia siebie samej na nogi. Z reguły próby innych są skazane na niepowodzenie. Co było tą iskrą dla Ciebie?. Czy sama ją w sobie znalazłaś, czy inne osoby ją dały, np. Pan Edek, czy metody terapeuty?...
Tak naprawdę najważniejszym odkryciem całego doświadczenia, które było rzeczywiście bardzo trudne, było, że to, czy jestem szczęśliwa czy nieszczęśliwa, czy cierpię, czy mogę przestać cierpieć, zależy ode mnie, nie potrzebuję szukać pomocy gdzieś indziej. W najbardziej strasznym, czarnym momencie, było to pierwszym kamykiem, który poruszył wszystko. Chociaż przez półtora roku korzystałam z pomocy terapeuty, tak naprawdę moment ozdrowienia był wtedy, kiedy sobie uzmysłowiłam, że to czy mnie boli, czy mnie nie boli, ode mnie zależy. Wzięcie odpowiedzialności za to wszystko, co się dzieje. To było wyrwą w jakimś murze. Odkrycie, że właśnie Bóg, czy cokolwiek, jakakolwiek siła tak naprawdę przeszkadza, bo przejmuje odpowiedzialność. To było coś niesamowitego. Gdy człowiek sobie uzmysławia, że ma się w środku siebie wszystko, co potrzeba, by sobie poradzić, że nie potrzeba ani pieniędzy wydawać, zadręczać się z terapeutą, ani do Boga się modlić, ani go słuchać, ani szukać ratunku w ukochanej osobie, ten moment jest kluczowy. Przynajmniej tak było u mnie. Daje mi to do tej pory siłę i jasność. Jest to niesamowite i w sumie takie proste, że chciałoby się tłumom to obwieścić. Ludzie, nic wam nie potrzeba, nikt wam nie jest potrzebny, nie ma się co zajmować zbawieniem i leczeniem świata, wystarczy się sobą zająć.
Bez wątpienia trudno jest być inną, ale Tobie się to jednak udaje. Sądząc po odbiorze „Jezus Maria Peszek”, zainteresowaniu koncertami, reakcji na nie, tak naprawdę chyba nie jest przerażająco tutaj żyć, jak śpiewasz...
W Polsce? Tak, ja jestem przykładem, że to ciągłe malkontenctwo i ciągłe gadanie, że Polska jest jakimś nietolerancyjnym zaściankiem, to nie jest prawda. Szczególnie silnie to odczuwamy teraz, w drugiej, wiosennej części trasy. W jesiennej zagraliśmy paręnaście koncertów w największych polskich miastach. W wiosennej wracamy do dużych miast, ale też gramy w dużo mniejszych i często reakcje w tych mniejszych miasteczkach są światowe, to znaczy ludzie są otwarci, żywiołowo reagujący i... przede wszystkim są! Branża koncertowa jest w jakimś tam kryzysie, jak wszyscy, a my mamy to szczęście, że ci ludzie przychodzą i są to zawsze fantastyczne spotkania. Jestem więc dowodem, że inność też jest potrzebna i że my, Polacy, wcale nie mamy aż takiego problemu, jak sami sobie wmawiamy.
Czyli „ludzie-psy” potrafią zebrać się w stado. Nie jestem jednak przekonany, czy potrafią wystarczająco głośno zaszczekać razem, czy potrafią faktycznie zrobić dym... Z Twoich wypowiedzi wynika jednak, że jesteś dobrej myśli i widzisz inicjatywy dążące do poprawy sytuacji. Wiemy, śpiewasz o tym przecież wyraźnie, co Ci się w Polsce nie podoba. Co się zatem podoba, co jest wdrukowane w Ciebie z tej polskości?...
Podobają mi się ludzie. To samo mnie w Polsce zachwyca, co i przestrasza. Są ludzie fantastyczni, jest ich coraz więcej i ta płyta mi to pokazuje. Spotkała mnie niewiarygodna skala wspaniałych reakcji, listów, maili, sprawiło to, że poczułam się totalnie szczęśliwym człowiekiem, artystą. Robię to, co kocham, robię to na własnych warunkach, niezależnie od czegokolwiek i kogokolwiek, po swojemu. Oczywiście nie mam jakichś strasznie wielkich wymogów, a im jestem starsza, tym mam coraz bardziej minimalistyczne wymagania. Wiem, że warto zapłacić taką cenę za niezależność i jakość tego, co robię. Jestem w stanie się z tego utrzymać, czyli Polacy zapewniają Marii Peszek byt. To mnie zachwyca w tym kraju. Śpiewam trudne piosenki, nie są super łatwe muzycznie, ani tekstowo, to nie jest płyta, którą można sobie do sprzątania puścić, ale ludzie ją kupują masowo. Pięć miesięcy temu była premiera, a ona cięgle się strasznie wysoko trzyma w sprzedażowych rankingach. Zachwyca mnie to, że Polacy chcą Marii Peszek.
Znajduje to odbiorców...
Absolutnie! Zachwyca mnie również to, że się zmieniamy. Jeśli sobie przypomnisz jak było jeszcze paręnaście lat temu, a jak jest teraz... Jak cztery lata temu robiliśmy dużą trasę przy „Marii-Awarii”, to podróże trwały dwa razy tyle czasu, co dziś.
Są lepsze samochody.
Nie, samochód mamy ten sam. Kompletnie zmniejszyły mi się wymagania materialne... Drogi są lepsze, wszędzie da się szybciej dojechać, zatrzymujemy się w hotelach, które są przyjemne, wszędzie są uśmiechnięci ludzie, którzy cieszą się, że mają pracę, w klubach jest pełno fantastycznych zapaleńców. To się zmienia i to jest świetne, a co więcej – ta zmiana zależy od nas samych.
Jakie dalsze plany, co po tej płycie?
Na razie będziemy grali dużo koncertów. W lecie będziemy grali na wielu festiwalach. Na pewno na jesieni zagramy kolejną trasę. Potem chcę wyjechać znowu w długą podróż, około półroczną. Odpocznę i zastanowię się, co chcę dalej robić i w jaką stronę ma potoczyć się to, co chcę robić w sztuce. Mam dużo różnych pomysłów, nie tylko związanych z muzyką. Trzeba dozować pracę. Teraz bardzo dużo pracujemy, to jest fantastyczne, ale już wiem, że muszę sobie zaplanować taki przestój. Odpocząć, wywietrzyć głowę i wtedy na pewno coś świetnego, ważnego dla mnie się pojawi.
z Marią Peszek rozmawiał Wiktor Łobażewicz
zdjęcia (z koncertu w Bydgoszczy 23 marca br.): Adam Braszczyński
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo interesujący wywiad.
OdpowiedzUsuń