piątek, 14 czerwca 2013

Na polskiej minie


Czerwiec, powoli odliczamy czas do wakacji, studiując przewodniki po obcych krajachi w każdym z nich autorzy przestrzegają przed tym, czego nie należy robić, by nie narazić się na gniew tubylców. Turystów wybierających się do Polski także się ostrzega… by nie uśmiechali się na ulicy do nieznajomych, bo w kraju nad Wisłą oznacza to przejaw głupoty! Cóż, wiadomo – „wystarczająco przerażająco jest żyć”, śpiewa Maria Peszek, z którą o współczesnej Polsce w numerze rozmawia Wiktor Łobażewicz. Jaka to Polska? Za rok minie jej ćwierć wieku w demokracji, ciągle prowizorycznej, ale dzięki temu nie tak zblazowanej jak ta zachodnia. Bardziej wściekłej na to i na tamto, w niereformowalnej masie pokroju posła (nie posłanki!) P. Ot – „różnimy się pięknie”, jak mawia Tadeusz Mazowiecki, czepiamy się siebie nawzajem z minami groźnymi, kłócąc się o zasługi, boimy powrotu autorytaryzmu lub kierujemy przerośniętym ego. A gdzie się podział uśmiech, z jakim specjalistka od odezw głośnych „siłą rzeczy”, aktorka Joanna Szczepkowska, w 1989 roku ogłaszała upadek komunizmu? Dziś bez niego zajmuje się lobby gejowskim w teatrach, bo chyba poważniejszych tematów do „narodowych odezw” już nie ma. Czy to oznacza, iż nie jest aż tak źle? Pokolenie dorosłe już w III RP nie musi na szczęście, jak jego rówieśnicy po upadku drugiej, biegać po kanałach z karabinem, czy chować się przed łapankami w bramach. Generacja dzisiejszych pięknych dwudziestoletnich, jakże inna od tamtej, też ma swoje problemy: jedni bronią się przed nimi pro modernistycznie lub „uderzając z bajerka”, czy stale goniąc króliczka. Inni na drugim biegunie kroczą w różańcowych krucjatach za ojczyznę, wyganiając obcych z kraju lub szerząc fanatyzm.Są też artyścii piszący o nich (procent z nic): kochający sztukę współczesną, komiks, muzykę poważną, młody teatr i śpiewających poetów. Może wszyscy spotkamy się na toruńskim „Śniadaniu na Trawie” i będziemy rozmawiać z uśmiechem, tak potrzebnym nam, Polakom, każdego dnia? Oby grymas zniknął Wam z twarzy przy lekturze czwartego numeru „Menażerii”, jak mi niedawno, gdy przeczytałem na niebieskim portalu ten kojący raport koleżanki: „Dziś przydarzyło mi się coś niesamowitego. Jest takie miejsce, które dla mnie jest warszawską doliną śmierci. Przejście podziemne między metrem a rotundą. Jakieś 10 lat temu, gdy świat wydawał mi się zły, zemdlałam w tamtym miejscu. Okradli mnie, choć nie miałam nic, a wstać pomógł mi dealer, wierząc, że jestem na głodzie. Zemdlałam w tym samym miejscu dzisiaj. Do pięknej sukienki pasowała mi malutka torebka, więc mój ukochany nowiutki czytnik Kindle niosłam w ręku, telefon pod ramiączkiem sukienki, a w torebce 2 karty kredytowe, gotówka, notes, pendrive. Więc tak sobie idę i mdleję w najlepsze, bum. Otwieram oczy, a tu tłumek i chaos, że pogotowie, że może w ciąży, że gorąco, że biedactwo. Jeden Pan podaje mi Kindla, ktoś inny torebkę i telefon, a ktoś inny odprowadził na pociąg i napomniał konduktora, żeby zwrócił na mnie uwagę. I weź tu człowieku bądź pesymistą”.

Dziękuję Ado i „sorry Polsko, wybacz mi” – UUUŚMIECHNIJ SIĘ! A jak nie potrafisz – to zaśpiewaj.



Aram Stern

Ilustracja: Gosia Herba

1 komentarz:

  1. Ten tekst pisał ktoś nie umiejący sklecić prostego zdania podrzędnego, nadrzędnego. Nie wspominając o poprawnym użyciu przyimków i imiesłowów. Dosłownie blogowa gimbaza!

    OdpowiedzUsuń