Gérard Rancinan w Danubianie
Takie tam wszędzie i nigdzie. Pogranicze trzech krajów, wielkich, małych, oceńcie sami. Państw i narodów, których historia związana jest ze sobą tak mocno, jak mocno związana jest geograficznie w tym właśnie miejscu. W miejscu gdzie spotyka się granica Austrii, Słowacji i Węgier trudno być obcym nawet mi – Polakowi. Każdy jest jednocześnie obcy i swój na tej spalonej słońcem, niezbyt uczęszczanej trasie. Tak więc tam gdzie Dunaj rozrasta się nieco nadnaturalnie (ingerowano w rytm rzeki w ramach przyjaźni narodowej w zamierzchłych czasach), lecz imponująco i tworzy granice, tam dom swój znalazła pewna drobnostka – sztuka. Ot, schowana w Čunovie, na czubku sztucznego półwyspu, z dala od barokowych sal leżącego nieopodal Wiednia czy instytucji MuseumsQuartier. Relatywnie niedaleko od Bratysławy, między elektrownią, hotelem z wodnymi atrakcjami stoi niewielki i intrygujący budynek o mondrianowskich barwach. Trudno rzec nawet czy wyróżnia się spośród błękitu rzeki i skoszonej, żółtej trawy, a poczucie dotarcia do celu (droga jest stosunkowo długa jak na kilkadziesiąt kilometrów dzielących miejsce od stolicy) rekompensuje wrażenie utożsamienia się z Carym Grantem z fotografii Roberta Burksa w „Północ, północny zachód”. Utrudniony dostęp do sztuki? Owszem, ale bez złowrogiego: „That's funny, that plane's dustin' crops where there ain't no crops” wypowiedzianego przez chłopa tuż przed surrealnym ostrzałem amatora sztuki współczesnej z samolotu. To miejsce nazywa się Danubiana Meulensteen Art Museum. Założone zostało z inicjatywy Holendra, Gerharda Meulensteena i Słowaka, Vincenta Polakoviča przed 13 laty (obecnie w trakcie dalszej rozbudowy) i jest nie tylko jedną z najciekawiej położonych instytucji tego typu, lecz prezentuje również dzieła wielkiego formatu.
W rzeczonym niewielkim centrum mieliśmy oto do 1 września okazję oglądać wystawę prac francuskiego fotografa, Gérarda Rancinana zatytułowaną „Trilog of the Moderns + Chaos” (przy wsparciu pióra Caroline Gaudriault). W skład wystawy wchodziły prace z odnoszących sukcesy na całym świecie cyklów: „Metamorphoses”, „Hypotheses”, „Wonderful World” i „Chaos”. Co rzuca się w oczy w pracach tego jednego z najwybitniejszych współczesnych fotografów, to perfekcjonizm wykonania i powierzchowność jednocześnie. Estetyka XXI wieku wywleczona i skrytykowana przed publicznością, która sama ją stworzyła. Publiczna egzekucja mód, nawyków, stylu i postmodernistycznego kiczu. Tłuste gwiazdy pop, święci muzycy rockowi, różowy plusz wychodzi z przestrzeni zdjęcia. Strzykawki z narkotykami lśnią fluorescencyjnie, tatuowane ciała sięgają marki i gadżety, moda zachodnia wulgaryzuje się w odwołaniach do fetyszystycznej tradycji. Dzieła Leonarda, Delacroix, Géricault, Matisse’a posłużyły francuzowi jako wymyślne kompozycje. Lecz czy dekadencja i konsumpcjonizm to wszystko, co jest w stanie nam zaoferować? Symbolika śmierci, ludzkie kości, czaszki w „Trzech gracjach” nie poruszałyby gdyby nie fakt, że zdjęcia te są… zbyt doskonałe. Doskonały warsztat Rancinana (ujawniony w ciekawym skądinąd nagraniu video o celowo upośledzonej jakości audiowizji) jest chyba rzeczywistym tematem trylogii nowoczesności. W filmie Wima Wendersa „Spotkanie w Palermo” Śmierć o twarzy Dennisa Hoppera przypomina głównemu bohaterowi o niebezpieczeństwie ingerowania w rzeczywistość, groźbie jej rozpadu. Czy ułuda doskonałości naszego świata i próba tymczasowego oszukania uczucia głodu posiłkiem z fast food’a nie jest rzeczywistym wentylem bezpieczeństwa, sztucznie pompowanym balonem dekadencji, który kiedyś obrodzi rewolucją? Rewolucją, która nie będzie tak estetycznie wykoncypowana? Być może i umięśniona, wytatuowana, ponadrasowa i ponadkulturowa jak ta od Rancinana, lecz czy koktajle mołotowa będą lśnić tym samym, nęcącym blaskiem, czy cierpiący model będzie jeszcze modelem – produktem czy zwyczajną ofiarą? Póki co Rancinan realizuje memento mori w pięknym świecie rozpadu wszelkich wartości świata zachodniego. A zachód jest syty („Metamorphosis IV - The Big Supper”; „Metamorphosis VI - Las Meninas”; „Mickey Mouse”). Ewentualne domaganie się porządku i tradycji podszyte z kolei jest traumą i skrywa te same autodestrukcyjne zapędy. Widać to w serii fotografii, w której Rancinan odwołuje się do sylwetki Batmana („A Wonderful World – Batman Family”). „Nawet Batman chce mieć normalną rodzinę”. „Bądź Batmanem, ocal świat”. Lecz co znaczą te niemal wysterylizowane, minimalistyczne kompozycje w świetle dekadencji, w której nurzał nas autor w fotografiach Trylogii? CHAOS. „Chaos gives us a new chance” – podsumowuje w katalogu Gaudriault.
Postmodernistyczny śmietnik alegoryzowany przez fotografa zrobił na mnie olbrzymie wrażenie… w zestawieniu z rozbudową Danubiany o nowe przestrzenie wystawowe. Podczas gdy między kolejnymi wielkoformatowymi drukami cyfrowymi artysty oglądamy przedmioty z sesji, jak np. „Shakespeare’s Punk” – gipsową czaszkę z irokezem i obrożą na łańcuchu, przez okno widać sylwetkę robotnika pracującego przy prętach zbrojeniowych. W huku maszyn i powiększającym się upale. Rozdźwięk pomiędzy krzykiem dzieł artysty a ciężką, fizyczną pracą jest zastanawiający. Natomiast między odizolowaną przestrzenią muzeum jest szokujący. Niepokojący. Dunaj płynął dalej.
Piotr Buratyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz