Zblazowany, zarabiający krocie, a do tego wytatuowany od stóp do głów artysta Tiger (Paweł Kowalski) wpada na radykalny pomysł – postanawia zapisać ciało w testamencie przyjaciołom, jako swoje ostatnie dzieło. Przyjaciele – Lea (Aleksandra Bednarz) i Fred (Tomasz Mycan) z początku nie traktują jego zapowiedzi poważnie, ale kiedy do ich drzwi puka asystent Tigera, Alex (Arkadiusz Walesiak) z zabalsamowanym trupem, wiedzą, że czekają ich liczne kłopoty. Zwłaszcza, że o całej sprawie dowiaduje się wkrótce Naomi (Matylda Podfilipska) – siostra Lei, kochanka Tigera, właścicielka galerii sztuki współczesnej.
Wyreżyserowana w Teatrze Horzycy przez Anę Nowicką sztuka Igora Bauersimy i Rejane Desvignes Body Art, choć na pierwszy rzut oka może wydawać się drapieżna i kontrowersyjna, po bliższym przyjrzeniu okazuje się niezbyt odkrywcza i w sumie dość niewinna. Meandruje między makabryczną farsą i (odrobinę poważniejszą) krytyką komercjalizacji współczesnego świata sztuki. Ma jasno zarysowane, uproszczone morały, które słyszeliśmy już dziesiątki razy: ludzie są dzisiaj w stanie zrobić za pieniądze wszystko (nawet sprzedać zwłoki najlepszego przyjaciela), a tzw. „sztuka współczesna” jest tworzona przez łasych na pieniądze szarlatanów.
Nowicka wybrała, niestety, chyba jeden z gorszych pomysłów na inscenizację spektaklu – potraktowała tekst bardzo poważnie, postanowiła przy tym uwypuklić jego, i tak już uwypuklone, przesłania. W pierwszej scenie Tomasz Mycan napisze więc od niechcenia kredą na ścianie słowa „forsa” i „mamona”, żeby było jasne, o czym będzie mowa. W galerii Naomi, zamiast obecnej w tekście arcydrogiej kanapy, pojawi się krzesło, z którego siedzenia po naciśnięciu specjalnej dźwigni wyskakuje wesoło gumowy penis, żeby widz po raz kolejny nie miał wątpliwości, co powinien myśleć o współczesnej sztuce.
Dużo tu zabiegów, które mają pachnieć prowokacyjną nowoczesnością, ale okazują się chybione i archaiczne. Projekcje wideo zasypujące widza dziesiątkami obrazów (traumy wojny, ludzkie zwłoki i ich preparowanie, świat mody i wielkich pieniędzy) są albo zupełnie zbędne, albo stanowią naiwny, dosłowny komentarz do fabuły spektaklu. Ostre techno i migające światła w przerwach między scenami mocno trącą myszką. Z zamierzenia naturalistyczna scena seksu Freda i Lei jest na tyle niepotrzebna i nieporadna, że zamiast przekonywać – śmieszy.
Niezbyt dobrze spisują się toruńscy aktorzy. Grają z płaską, przerysowaną manierą. Na uwagę zasługuje jedynie rola Pawła Kowalskiego – jego Tiger jest odpowiednio enigmatyczny, niepokojący, dostojny i zblazowany. Zapada w pamięć – a zagrać dobrą rolę w kiepskim spektaklu bywa bardzo trudno.
W finałowej scenie Tiger wyładowuje rozczarowanie podłymi przyjaciółmi, którzy chcieli sprzedać jego trupa, śpiewając na tle malowniczej projekcji wideo Hymn o miłości św. Pawła. Trudno przy tym zachować powagę. Pominięte przez Nowicką zakończenie dramatu Body Art bierze w ironiczny nawias całą jego fabułę. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że właśnie tej ironii w przedstawieniu zabrakło. Body Art dołącza niestety do serii nieciekawych spektakli na scenie Horzycy.
Tekst: Paweł Schreiber
Igor Bauersima/Rejane Desvignes, Body Art
reż. Ana Nowicka
Teatr im. Wilama Horzycy
prapremiera polska 9 marca 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz