sobota, 10 sierpnia 2013

Czas na piknik



Kochani, żyjąc w Polsce, zawsze marzyłam o pięknym piknikowym koszyku i o pikniku na zielonej trawie, gdzie nie ma psich kup – zupełnie jak w amerykańskim filmie. Będę szczera, nie profesjonalna. Mam trawę, mam koszyk, ale... nie mam pogody. Dlatego, jeżeli przez okres wakacyjny nie wybierzecie się chociaż raz na łono natury z kocykiem, to... chciałam napisać, że będziecie mieli ze mną do czynienia, ale może zostawmy wersję, że zimą będziecie tego żałować.

Kupy można ominąć, koszyk jest niepraktyczny, a wspomnienia z takiego dnia są bezcenne. A kiedy już wyjdziecie na zieloną trawkę i rozłożycie się w słońcu, pomyślcie o mnie w Irlandii, która czeka ładnej pogody już od zeszłego lata. A kiedy już się doczekam, będzie to pamiętne kilka dni. Zaklinam wszystkich pracujących i niepracujących – nie marnujcie ładnej pogody latem. Może zmiany klimatyczne będą takie, że już we wrześniu pojawi się zima na pół roku.

Myślałam o ciekawym wakacyjnym menu dla Was, ale, szczerze pisząc, tu nie ma co myśleć, tu się idzie do supermarketu, kupuje proste jedzenie typu bagietka, oliwki, coś do picia, najlepiej oranżadę, paczkę ciastek na deser (jabłko – w zdrowszej wersji) i starczy. Nie ma co wydziwiać. Śmietany, kremy, sery się zepsują, lody się roztopią, mięso... jakoś nie jestem przekonana, ale, jeśli ktoś przygotuje wcześniej, to proszę bardzo. Ja , niestety, zanim dotrę do morza, pogodę mam z głowy, także nie marnuję czasu na pieczenie mięsa. Nie latem, o nie. Wieczorem, po zachodzie, można sobie rybkę albo jakiegoś steka usmażyć, ale nie w dzień.

Ostatnio odkryłam sprawdzającą się włoską „fritatę” lub, jak kto woli, hiszpański omlet. Podsmażone warzywa, zalane jajkiem i upieczone w piekarniku, mogą stać w lodówce 3-4 dni, a ponieważ minimalna porcja jajek w takim omlecie to 6, także działanie jest dość wydajne. Zwłaszcza z połączeniu z chlebem. Wada – osobiście lubię fritatę na ciepło.

„Sałatka?” – zapytacie? OK, ale bez żadnych udziwnień, a dressing polecałabym zamknąć w oddzielnym pojemniczku i polać dopiero przed podaniem. Zawsze można też przegryzać orzechy i suszone owoce. Na pikniku chodzi o wypoczynek na świeżym powietrzu, a nie o jedzenie. Nie mylić z grillem, kiedy to jedzenie jest bohaterem programu.

Udanych wakacji sobie i Wam życzę!


PS Wiem, że kiedy to czytacie, jest już lipiec, ale maj i czerwiec kojarzą mi się zawsze z pachnącym bzem po deszczu, kwitnącym kwieciem i piknikami. Uwielbiam jeść na świeżym powietrzu, dlatego „sezon koca” uważam za rozpoczęty.

Kiedy byłam dzieckiem, moim rodzice byli zbyt zajęci, by rozkoszować się pogodą na kocu, ale kiedy już gdzieś pojechaliśmy „za miasto”, to w menu były jajka na twardo albo pomidorki. Pamiętam tylko ten dobiegający głos: „Chcesz jajeczko?” „Chcesz pomidorka?”

Dziś, dzięki Bogu, możemy trochę więcej przynieść na piknik. Idea jest taka, że jedzenie nie może być skomplikowane, musi być łatwe w użyciu i niepsujące się. Do usłyszenia po wakacjach!

Natalia Olszowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz