piątek, 16 maja 2014

Z życia pracowni – wklęsłodruk

Beata Starczewska

28 lutego 2014 roku w Domu Muz przy ulicy Podmurnej otwarta została wystawa prac studentów Wydziału Sztuk Pięknych w Toruniu z pracowni wklęsłodruku. Swoje prace zaprezentowali wykładowcy – prof. Bogumiła Pręgowska i dr Marek Zajko oraz studenci. Prezentacja rozpoczęła cykl wystaw Pięciu Pracowni, gdzie oprócz wklęsłodruku zaprezentują się jeszcze pracownie: druku wypukłego, litografii, serigrafii i multimediów.

Akwatinta, akwaforta, mezzotinta, odprysk, miękki werniks – czyli słowniczek każdego wklęsłodrukowca. Właściwie nie jest to ważne, bo chodzi o stworzenie matrycy z wyżłobionymi kreskami, płaszczyznami, a nawet dziurami. Chodzi o to, żeby było w co „włożyć” farbę i żeby tam została. Proces samego tworzenia matrycy jest bardzo czasochłonny. Efekt – nie do końca jasny, nigdy nie wiadomo, co dokładnie wyjdzie na papierze. Nie wiadomo, czy przypadkowo wylany kwas na blachę, nie da lepszego efektu niż żmudnie przemyślana wcześniej koncepcja „tworzenia” pracy.

Tematyka prac – tu panuje pełna dowolność. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Oczywiście jest etap zatwierdzania projektu – i tu nie ma co czarować, wygrywają te nieco dramatyczne, nie wesołe. Idąc za ironicznym stwierdzeniem Beksińskiego, który o sowich pracach powiedział że: „nie nadają się do powieszenia w salonie nad stołem, przy którym konsumuje się kurczaka”, to samo można powiedzieć o pracach wklęsłodrukowych.

Chociaż praca prof. Bogumiły Pręgowskiej nie przywołuje na myśl smutku czy przygnębienia, wręcz odwrotnie – zawarta w niej wyrazista gama kolorystyczna oraz sam temat – zwielokrotniony portret kobiety – najprawdopodobniej autoportret, przyciągają oko odbiorcy.

Podobnie prace Olgi Głuchowskiej – nawiązujące do stylistyki renesansowej, korzystające z fotografii, ornamentyki, liternictwa, wytworzone z niezwykłą dbałością o szczegół, wzbudzają odczucia podziwu – chociaż to stwierdzenie bardzo górnolotne…

Reakcja odbiorców. Jest ważna, ale nie do końca stanowi cel sam w sobie. Raczej chodzi o zrobienie czegoś dla siebie, czegoś, przez co możemy wyrazić to, o czym myślimy. I nie jest też tak, że robimy do szuflady, jeśli nadarza się okazja, chętnie konfrontujemy twórczość z widzem, a krytyka, jeśli jest pozytywna – to oczywiście najbardziej cieszy. I tak spotkana przeze mnie na wystawie pewna pani, bardzo zainteresowana twórczością graficzną, zachwyciła się pracą Emmy Kwiatkowskiej, której wywróżyła sukcesy artystyczne i oceniła jako pracę na wysokim poziomie. Dyptyk przedstawiający dwie niezidentyfikowane wynaturzone formy, będące dobrym przykładem zaprezentowania „tak zwanego mięsa graficznego” – którym szczególnie zainteresowany jest Piotr Leszczyński. Piotr pokazał na wystawie prace bardziej ilustracyjne – przywołujące trochę stylistykę „Kaprysów” Francisca Goi.

Pisząc o „mięsie graficznym”, nie sposób nie zwrócić uwagi na pracę dr Marka Zajko, którego przerysowany, zdeformowany twór – głowa ludzka jest chyba najlepszym przykładem wykorzystania technik wklęsłodrukowych, a najbardziej tej - podobno najtrudniejszej – suchorytu.

Ariadna Żytniewska, której niewątpliwie ulubionym mistrzem druku wklęsłego jest Marcin Białas, zaprezentowała budowlę nieco nawiązującą do twórczości tego artysty. Drobiazgowość w detalach pokazuje, z jak wielką pasją autorka zaangażowała się w stworzenie tej pracy.

Oprócz wyżej wymienionych autorów zobaczyć jeszcze można prace: Beaty Starczewskiej, Agaty Konkol, Oliwii Kohnke, Joanny Klepadło, Darii Murawskiej, Moniki Wiśniewskiej, Oksany Budnej, Przemka Zglejszewskiego, Krzysztofa Szulca i moją.

Tę, jakże obiektywną, recenzję powinnam już zakończyć: polecam tę przekrojową wystawę, na której oprócz przekroju prac, zaprezentowane zostały przede wszystkim charaktery tworzące pracownię wklęsłodruku.

Marta Grzywińska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz